Banan był pięknym i bardzo mądrym pieskiem a także był moim najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek można było sobie wymarzyć oraz był członkiem Rodziny.
Jego obraz na zawsze pozostanie w mojej pamięci i sercu. Wiesz, piesku nadal wspominam nasze wspólne wieczory, zabawy, które ci się nigdy nie nudziły, spacery i spanie na jednym łóżku odkąd przekroczyłeś próg mojego pokoju aż do samego końca razem, ale życie pokazało swoją okrutną stronę i mi ciebie zabrano… Pamiętaj, że ty byłeś, jesteś i zawsze będziesz w moim życiu i sercu. Dziękuję ci za ten krótki, ale jak że bardzo wyjątkowy czas, który spędziliśmy razem.
KITKA (wiosna 2009 – 15.08.2024)
Pamiętam jakby to było dziś, gdy koleżanka z pracy, która postanowiła wyjechać za
granicę powiedziała „jeszcze mam kotkę, muszę komuś ją dać na chwilę, aż się tam ogarnę”,
a ja bez zastanowienia odpowiedziałam „daj mi ją”. I przyszłaś w październiku 2015, po
dwóch dniach wiedziałam, że już Cię nie oddam. Spędziłaś ze mną 9 lat życia, a dożyłaś
prawie 16. Dziękuję Ci za to, moja Kwiatuszko.
Dałaś mi wszystko, dałaś mi więcej niż człowiek, stworzyłyśmy razem przepiękną więź. Wiem,
że mi ufałaś, byłaś moja i tylko moja. Byłaś dla mnie wszystkim.
Kitusiu, Kitulko, Kiki, Lusieńko, tak bardzo mi Ciebie brakuje. Brakuje mi Ciebie w hamaczku
na balkonie, brakuje mi Twoich nocnych koncertów. A najbardziej utkwiło mi w pamięci, kiedy
pacnęłaś mnie łapką w policzek, gdy wróciłam ze Świąt Bożego Narodzenia. Było wtedy widać
po Tobie, że byłaś na mnie zła za to, że pojechałam sama. Przepraszam Cię za to.
Wiedziałam, że nasz czas jest policzony, w jakiś sposób przekazywałaś mi to w
ostatnich miesiącach. Twoje oczy to mówiły. Dziękuję, że byłam z Tobą do końca i, że
zasnęłaś na moich kolanach. I wybacz mi Lusieńko, wszystko to co zrobiłam nie tak jak
należało.Kwiatuszku, obyś była zawsze zdrowa, obyś była szczęśliwa, oby spotykało Cię wszystko co
najlepsze.
Brusiu ( 2004-2024)
Dziękujemy Ci Kochany Przyjacielu za 20 pięknych lat, za twoją miłość, wierność, opiekuńczość, mądre spojrzenie i ogrom radości każdego dnia.
Tyle wspólnych wspomnień…towarzyszyłeś Nam we wszystkich ważnych wydarzeniach w ciągu tych 20 lat.
Miałeś w sobie dużą wolę życia i mimo problemów zdrowotnych zawsze bardzo dzielnie walczyłeś aby móc spędzić z Nami każdy kolejny rok.
Tęsknimy za Tobą każdego dnia, ale też cieszymy się że miałeś piękne życie, a my jeszcze piękniejsze dzięki Tobie, i teraz spełniony i wesoły biegasz sobie z innymi pieskami pośród kolorowych wiatraków za Tęczowym Mostem.
Na zawsze pozostaniesz w naszych serduszkach i pamięci.
Mamy nadzieję że kiedyś znowu będziemy razem.
Twoja Mama i cała Rodzinka.
,,Argosiku mój kochany byłeś pieskiem całej naszej rodziny tej funkcji nie spełni już żaden pies. Mi zostało dane być twoją opiekunką mam nadzieję, że dobrze spełniłam swoją rolę. Z tobą odeszło całe moje dzieciństwo byłeś ze mną 17 lat, praktycznie całe moje życie. Wszyscy Cię znali i kochali bejbenku. Wszystko się teraz zmieniło u Ciebie jak i u mnie, ja bardzo cierpię ale najważniejsze ze Ty już nie cierpisz. Zrobiłabym wszystko żeby móc Cię jeszcze raz przytulić i dać Ci kosteczkę. Ogromnie się cieszę ze wtedy trafiłeś do nas z kartonu w którym jakiś zły człowiek wyrzucił Cię na jezdnię. Trafiłeś do domu pełnego miłości do zwierząt. Byłam wtedy taka malutka. Teraz biegaj sobie za tęczowym mostem znów zdrowy i wesoły. Kocham Cię piesku’’💔
Joszi – 31.03.2018r. – 30.11.2023r.
Nasza kochana – jedyna… żadne słowa nie oddadzą Twojej miłości okazywanej każdego dnia. Radości podczas naszych wspólnych spacerów po leśnych ścieżkach, zabaw w ogrodzie.
Byłaś wyjątkowa – mądra, posłuszna, piękna… Mimo doświadczanych przez Ciebie ciężkich chwil zawsze dzielna, cierpliwa, spokojna…
Taka właśnie pozostaniesz w naszej pamięci. Zostawiłaś po sobie wiele pięknych wspomnień i ogromną tęsknotę…
Kochana Nestii (Neomi) – 15.09.2008-29.07.2023
Pokochaliśmy Cię od momentu kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy Cię za kratami kojca schroniska. Bez wahania podjęliśmy decyzję, że jedziesz z nami do domu. Ogrom Twojej radości był wtedy nie do opisania.
Cudowna Kiziu Miziu jak pieszczotliwie Cię nazywaliśmy byłaś i już na zawsze będziesz członkiem naszej rodziny i najlepszym przyjacielem.
Przeżyliśmy razem wspaniałe chwile.
W naszej pamięci szczególnie pozostaną długie spacery, przejażdżki samochodem które tak uwielbiałaś czy wyprawy nad wodę w której radośnie i beztrosko zażywałaś kąpieli.
Bardzo za Tobą tęsknimy. Nikt nigdy Cię nie zastąpi.
Na zawsze będziesz w naszych sercach.
Mamy nadzieję, że za tęczowym mostem jesteś szczęśliwa o biegasz radośnie po bajecznych łąkach.
Czikuś 29.12.2006 – 18.06.2023. Pokochałam cię od momentu kiedy pierwszy raz zobaczyłam cię jako białą maleńką siedmiotygodniową kuleczkę. Skarbeczku byłeś członkiem naszej rodziny, moim syneczkiem. Najcudowniejszym, radosnym i mądrym pieseczkiem z charakterkiem. Byłeś najwspanialszym przyjacielem . Kochałeś miłością bezwarunkową. Wnosiłeś do domu tyle uśmiechu i radości. Przeżyliśmy razem cudowne prawie 17 latek. Odszedłeś i został wielki ból. Chciałabym znów cię przytulić, pomiziać po brzuszku, dostać buziaka. Popatrzeć na te twoje cudne czarne oczęta i na uśmiechniętego pysiaczka.. Tęsknimy bardzo. Nikt cię nigdy nie zastąpi. Na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci i serduszkach z najwspanialszymi wspomnieniami.
Kochamy Cię bardzo ❤️❤️❤️ Twoi ludzcy Rodzice
AnimalPark dzięki Wam Czikuś jest znowu z nami.
Bardzo dziękujemy.
Nie bałaś się pływania łódką, rowerem wodnym czy wycieczki statkiem. Uwielbiałaś pływać. Wciąż mam w pamięci Twoją radość, kiedy pierwszy raz zobaczyłaś morze, pyskiem łapałaś grzebienie fal. To było bardzo zabawne. Twoją łagodność i opiekuńczość podziwiali wszyscy ludzie, którzy Cię spotykali. Dzieci bardzo chciały Cię głaskać i przytulać bo byłaś taka puchata i spokojna.
Kochana, dożyłaś sędziwego wieku 14,5 roku mimo problemów zdrowotnych z sercem i problemami tzw. końskiego ogona (niedowład tylnych łap). Przyszedł czas na odpoczynek. Odpoczywaj skarbie . Z czułością wspominamy wspaniałe lata ( prawie 10 lat (bez 2-ch miesięcy), które razem spędziliśmy. Byłaś dla nas najlepszym przyjacielem i członkiem naszej rodziny. Pozostaniesz w naszych sercach na zawsze.
Kochany Dragoniku,
od kiedy odszedłeś (o północy z 4 na 5 marca 2023) moje serce pękło. Od początku byłeś moim najlepszym przyjacielem i członkiem naszej rodziny, a spędziłeś w niej prawie 13 lat (od lipca 2010). Nigdy nie zapomnę Twojej lśniącej sierści, buziaków na powitanie i dobranoc oraz wielkiej miłości i oddania jakie zawsze mi okazywałeś. Codziennych spacerów, zabaw w ogrodzie, podjadania malin bezpośrednio z krzaka czy skorupek jajek. Szczególne wspomnienia zajmuje ganianie za piłką, gdy Konrad z tatą grali w ogrodzie. Kilka z nich przegryzłeś, z czego moje chłopaki wcale nie były zadowolone, ale teraz się z tego śmieją. Nie zapomnę również, kiedy gorące lato spędzałeś w basenie lub wannie dla ochłody. No bo dlaczego by nie :-). Dzięki Tobie moje życie było pełniejsze. Kiedy była mi smutno, po prostu wtulałam się w Ciebie i od razu czułam się lepiej. Gdy Tobie było źle, to ja starałam się Ciebie pocieszyć, razem z naszym drugim małym przyjacielem – yorkiem Czikusiem, który również bardzo przeżywa Twoje odejście.
Żadne słowa tu napisane nie oddadzą mojej miłości do Ciebie i cierpienia po Twoim odejściu, ale dzięki nim i podzieleniem się z innymi naszą historią, mam nadzieję, że sprawią, iż ciężar na sercu będzie chociaż troszeczkę mniejszy.
Na zawsze pozostaniesz w mojej pamięci i sercu.
Oskar, 7.07.2007-28.11.2020. Dziękuje ci, że byłeś z nami te 13 lat. Mam nadzieję, że byłeś szczęśliwy. Byłeś naszym oczkiem w głowie, nie byłeś zwykłym psem, ale członkiem naszej rodziny. Niestety teraz została pustka, nikt nie szczeka, nie wita się z nami po przyjściu do domu, nikt nawet nie towarzyszy już w codziennych czynnościach. Brakuje tego jaki byłeś kochany, wesoły, opiekuńczy a nawet tego jaki byłeś uparty kiedy chciałeś pokazać swoje racje. Dla rodziców byłeś synkiem dla mnie małym bratem, a też najlepszym przyjacielem i najlepszym co mnie w życiu spotkało. Mówią, że pies złamie człowiekowi serce tylko raz, wtedy kiedy jego własne przestanie bić… teraz wiem, że to prawda. Czekaj na mnie po drugiej stronie, jeszcze się spotkamy i znowu będziemy nierozłączni. Na zawsze już będziesz zajmować specjalne miejsce w naszych sercach.
Kochana Saruniu ❤️
Byłaś naszym kochanym serduszkiem.Spedziłaś z nami 13 pięknych lat oraz pozostawiała po sobie cudowna pamiątkę jaką są twoje dzieci. Będziemy o nie dbać i troszczyć się jeszcze bardziej. Dziękujemy Ci za to, że byłaś,pozostaniesz w naszych sercach na zawsze. Bądź szczęśliwa za tęczowym mostem, biegając po tęczowych łąkach.
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies…
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz…
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza
Ares 2010 – 25.04.2022
Ten śnieżnobiały czworonożny kolega ze zdjęcia to członek naszej rodziny na imię mu Ares, na zawsze pozostanie on w naszej pamięci i sercach. Poznaliśmy się 12 lat temu (rok 2010), był wtedy kilkumiesięcznym szczeniakiem. Naszą uwagę przykuł jego brzuszek, który był większy od jego głowy. Zastanawialiśmy się co mu się przytrafiło, gdyż jego brat był od niego sporo większy. Był bardzo nieśmiały i nieufny. W końcu gdy po kilku próbach się do nas przekonał zaczęliśmy masować go po brzuszku, tak mu się to spodobało że jak tylko przestawaliśmy szturchał nas po rękach nogach abyśmy nie przestawali. Najbardziej mu się podobało gdy zajmowała się nim więcej niż jedna osoba. Nie potrafiliśmy patrzeć na jego cierpienie (ja będąc wtedy 13 letnim chłopcem nie mogłem wiele zrobić), byliśmy wtedy u babci na wsi. Rodzice zapytali babcię i dziadka o weterynarza w okolicy, który okazał się być „domorosłym lekarzem” nie pomógł mu, jedyne co zaproponował sami możecie się domyślić. Szczęśliwą karetką dla niego okazał się być kamper, którego rodzice kupili 2-3 lata przed tą wyprawą. Po uzyskaniu zgody właściciela zabraliśmy Aresa do naszego domu oddalonego o ponad 400 km. Bardzo baliśmy się o niego, przez całą podróż praktycznie nic nie jadł.
Po powrocie, dnia następnego Ares miał swoją pierwszą wizytę u Prawdziwego Lekarza zwierząt. Lekarz pierwszy raz na oczy widział coś takiego w swojej wieloletniej karierze. Jego chorobą okazał się rak jelita. Prawdziwej przyczyny nigdy nie poznamy, ale domyślamy się że prawdopodobnie podał ktoś Aresowi kość lub małą kosteczkę, a szczenięta nie mogą ich jeść bo je połykają. Lekarz podjął się wyzwania i ocalił mu życie. Jesteśmy bardzo wdzięczni Panu Doktorowi, dał mu Pan 12 cudownych lat życia. Po operacji Ares musiał chodzić w zabawnym kołnierzu ochronnym, aby nie lizać rany pooperacyjnej co strasznie mu przeszkadzało, i wiele razy bezskutecznie próbował to zdjąć. I tak czas zaczął upływać, lata mijały wspomnienia się tworzyły, takie jak: Zagadka zaginionej kanapki ze stołu, ganianie po dużym ogródku, wspólne spacery, zabawa w śniegu ( Ares strasznie go uwielbiał). Bardzo lubił też wyprawy kamperem, gdypakowaliśmysięzawsze sięekscytowałidawałnamznaćżebyśmyonim przypadkiem nie zapomnieli, łącznie przewędrował z nami kilkadziesiąt jak nie kilkaset tysięcy kilometrów. Przez chorobę z dzieciństwa Ares miał bardzo osłabione tylne łapy w porównaniu do przednich. Co na starość bardzo dawało mu się wyznaki każdy ruch sprawiał mu ból, na sam widok serce się krajało ponownie tak jak w dniu kiedy pierwszy raz go spotkaliśmy. Bardzo chcę podziękować weterynarzom, którzy przyjęli gow ostatnichdniachjegożycia,orazobsłudze AnimalParku za profesjonalne podejście.
Jola, Marcin, Waldek
Sidulku żegnam Cię z rozdartym sercem… Odeszłeś nagle zostawiając po sobie wspaniałe wspomnienia. Bez Ciebie życie moje straciło sens. Kocham Cię bardzo, za wszystko dziękuję, za każdą chwilę spędzoną z Tobą. Teraz jest pustka w moim życiu, wszystko przypomina mi Ciebie, każdy włos na podłodze jest dla mnie drogocenny. Nigdy Cię nie zapomnę. Czekam na spotkanie z Tobą w innym świecie, na pewno mnie znajdziesz i przybiegniesz, witając poliżesz mnie po policzku. Nie mogę w to wszystko uwierzyć… Bardzo tęsknię za Tobą mój przyjacielu.
SID 21.05.2009-07.08.2022
Gdy pojawiłeś się w naszym życiu, zwykła szara codzienność rozbłysła kolorami. Byłeś radosny , ciekawym świata małym kotkiem. Wraz z upływem lat dojrzałeś i stałeś się mądrym, inteligentnym kotem. Obdarzyłeś nas swoim zaufaniem i miłością, która przepełnione było Twoje małe serduszko. Doświadczaliśmy tego każdego dnia, gdy czekałaś na nasz powrót z pracy. Twoje mruczenie było najlepszym lekarstwem na stres. Przychodziłeś, przytulałeś się, wchodziłeś na kolana i potrafiłeś godzinami tak spać. W chwilach smutku i radości zawsze byłeś z nami. Nawet wtedy, gdy podstępna choroba niszczyła Twoje zdrowie. Pomimo ogromnej chęci życia z każdym dniem stawałeś się coraz słabszy. Ty jednak walczyłeś, nie chciałeś się tak łatwo poddać tej chorobie. Aż w końcu nadszedł ten dzień…Trudno jest pisać o Tobie w czasie przeszłym.. Zawsze byłeś, jesteś i będziesz obecny w naszych sercach. Nidy o Tobie nie zapomnimy! żegnaj nasz mały koci synku! Bardzo nam Ciebie brakuje! Dziękujemy Ci za te wszystkie lata, za Twój spokój, za Twoją bezwarunkową miłość i zaufanie.
MANIEK 11.04.2008r. – 28.07.2022 r.
Nasz Kochany Mimiaszku, od małego szczeniaczka aż do 17 letniego dorosłego jamnika szedłeś z nami przez życie. Byłeś wszędzie – nad morzem, w górach, zawsze nam towarzyszyłeś. Gdy byłeś mały, często uciekałeś, lecz zawsze do nas wracałeś. Byłeś obecny przy każdym śniadaniu czy obiedzie, a nawet przy codziennym szykowaniu kanapek w kuchni. Wiecznie głodny nie tylko jedzenia, ale także przytulania i spacerków. Miałeś z nami cudowne życie, a my z Tobą jeszcze lepsze. Mimo swojego wieku byłeś pełen życia i radości, dlatego Twoje nagłe odejście nas zaskoczyło i ogromnie zabolało. Dom bez Ciebie jest pusty, nie ma już radosnego szczekania po przyjściu do domu i słodkiego stukania łapek. Zawsze będziemy Cię kochać nasz Edusiu ❤
Dziękujemy Animal Park za godne pożegnanie naszego Przyjaciela, dzięki Wam Edzio jest znowu z nami…
Mija 18.05.2010 – 19.11.2021
Mijuniu moja kochana o wyjątkowych oczkach, nie ma takich słów, które oddadzą mój ból. Żegnaj moja kochana, wierna i jedyna przyjaciółko, mój domowniku i członku rodziny. Żegnaj mój niezastąpiony towarzyszu życia. Byłaś ze mną ZAWSZE i WSZĘDZIE. Odeszłaś tak szybko i tak nagle. Zabrała mi Ciebie podstępnie rozwijająca się choroba. Moje serce rozpadło się na miliony kawałków.
Dziękuję Ci, że byłaś w moim życiu ponad 11 lat. Dziękuję za Twoją bezwarunkową miłość, za Twoje oddanie i wierność. Dziękuję za setki tysięcy przebiegniętych a potem przespacerowanych kilometrów na których niemal do końca ciągnęłaś mnie jak nie wiem co. Dziękuję, że cierpliwie czekałaś każdego dnia aż wrócę z pracy. Dziękuję za Twój do końca merdający ogon i pukanie nim o podłogę. Dziękuję za wszystkie wysłuchane moje monologi. Choć nie umiałaś mówić, wiem, że cieszyłaś się wraz ze mną małymi i wielkimi radościami i pocieszałaś mnie gdy cierpiałam. Dziękuję, że byłaś cudowną i dzielną mamunią całej swojej gromadki. Dziękuję, że zdążyłaś być ze mną w naszym małym ogrodzie i cieszę się, że spełniłam daną Ci przed laty obietnicę, iż jeszcze taki będziemy miały. Miałaś być małą ogrodniczką, kosić ze mną trawę i rozkopywać ziemię w poszukiwaniu skarbów… Miałaś jeździć ze mną na pierwszym siedzeniu auta i być moją nawigacją..
Wierzę, że udało mi się stworzyć dla Ciebie najlepszy dom i że czułaś się w nim moim najjaśniej świecącym słoneczkiem. Biegaj wesoło razem z Hanusią, Fidzią, Lilunią i Juleńkiem po zielonych łąkach za Tęczowym Mostem mój Misiuniu. Biegaj i czekaj na mnie bo wierzę, że się spotkamy. Wtedy znów pójdziemy na nasze spacerki. I znów będziemy nierozłączne.
Kocham Cię i już tak bardzo tęsknię za Tobą. Miałam ogromne szczęście, że ze mną byłaś. Dziękuję za to Panu Bogu. Zostawiłaś ogromną pustkę w naszym domku. Obie lubiłyśmy ciszę. Ale ona teraz tak boli. Grażynka też za Tobą tęskni, tak lubiła zaczepiać Cię łapką i drażnić miauczeniem. W Twoich ostatnich chwilach zdała swój koci egzamin z życia. Chodziła jak na paluszkach i podchodziła, jakby chciała Cię pocieszyć. Tak okazała wdzięczność za to, że przyjęłaś ją rok temu pod nasz dach abyśmy mogły dać jej domek.
Pozostaniesz na zawsze w moim serduszku Mijuniu Bardzo Cię kocham!
Koty żyją akurat tyle, żeby zdążyły spleść się z naszym życiem i zapaść głęboko w serce, potem je łamią… Nasza kochana Dodka odeszła od nas 18.10.2021 po cudownych 12 wspólnych latach. Pustka i żal jaki pozostał daje się we znaki każdego dnia. Dziękuję Łukaszowi za okazane zrozumienie i wsparcie, dzięki niemu i firmie Animal Park, część naszej ukochanej kotki już na zawsze pozostanie wśród nas.
Moja najukochańsza Koruniu / dalmatyńczyk/
Kiedy odeszłaś poczułem pustkę , bardzo mi Ciebie brakuje.Byłaś nie tylko członkiem rodziny ale i wiernym przyjacielem.Dostarczałaś całej naszej rodzinie wiele radości.
Wszyscy Cię kochają nadal i wspominają. Byłaś grzeczna i skromna nikt nie zaznał agresji z Twojej strony. Brakuje mi naszych wspólnych spacerów i wyjazdów , przytulania , głaskania .
Kiedy odchodziłaś nigdy nie zapomnę Twojego pożegnalnego wzroku ale wiedziałem że bardzo cierpisz i że nasze rozstanie jest nieuniknione.Przez kilka dni siedziałem z Twoją smyczką i płakałem jak dziecko.
Mam nadzieję ze tam gdzie teraz jesteś jest Ci dobrze i że kiedyś znów się spotkamy.
Aby zapełnić pustkę po Tobie adoptowaliśmy skrzywdzoną przez ludzi suczkę o imieniu Lunka./dalmatyńczyk/
Śpij spokojnie Moja Śliczna ………..
Wspomnienie … Bonitko ,Boniusiu ,królewno nasza .Byłaś dla nas oczkiem w głowie ,naszym słońcem .Twoje życie było zbyt krótkie .Diagnoza o Twojej chorobie złamała nam serce .Walczyliśmy ,nie mogło być inaczej .Niestety choroba nas pokonała .27 listopada o 7,38 leżąc w środeczku pomiędzy munią i tuniem ,jeszcze wycałowaliśmy Ciebie .Ty liznęłaś mnie jeszcze w nosek ,po czym odeszłaś w róg łóżka by odejść na zawsze .Odeszłaś najpiękniej jak mogłaś .Byłaś taką małą damą. Mamy nadzieję ze byłaś szczęśliwa i było Ci dobrze w naszym gronie. Zresztą nie mamy wątpliwości. Pokazałaś to odchodząc. Mimo upływającego czasu, przeszywa nas ogromny smutek. Jesteś i w naszych sercach. Kochamy Cię !!! Ale dzięki takiemu miejscu jak Animal Park jesteś z nami w domku. Dziękujemy całemu zespołowi.
Z Szacunkiem, właściciele Bonitki
Oskar, 7.07.2007-28.11.2020. Dziękuje ci, że byłeś z nami te 13 lat. Mam nadzieję, że byłeś szczęśliwy. Byłeś naszym oczkiem w głowie, nie byłeś zwykłym psem, ale członkiem naszej rodziny. Niestety teraz została pustka, nikt nie szczeka, nie wita się z nami po przyjściu do domu, nikt nawet nie towarzyszy już w codziennych czynnościach. Brakuje tego jaki byłeś kochany, wesoły, opiekuńczy a nawet tego jaki byłeś uparty kiedy chciałeś pokazać swoje racje. Dla rodziców byłeś synkiem dla mnie małym bratem, a też najlepszym przyjacielem i najlepszym co mnie w życiu spotkało. Mówią, że pies złamie człowiekowi serce tylko raz, wtedy kiedy jego własne przestanie bić… teraz wiem, że to prawda. Czekaj na mnie po drugiej stronie, jeszcze się spotkamy i znowu będziemy nierozłączni. Na zawsze już będziesz zajmować specjalne miejsce w naszych sercach.
TO JA, NERO BABICZ, NERO, NOSIK, NERUŚ. ŻYŁEM 9 LAT. MIAŁEM WŁASNY OGRÓD, DOM, LUDZKĄ RODZINĘ I PSIEGO BRATA CZOKA.
RODZICE MÓWILI DO MNIE NOSEK, BO MIAŁEM BARDZO DOBRY WĘCH I ZAWSZE WSZYSTKO WĄCHAŁEM. W MŁODOŚCI ZDOBYŁEM ZŁOTY MEDAL
NA WYSTAWIE PSÓW, BO BYŁEM ŁADNY, DOSTOJNY I DOBRZE ZBUDOWANY. BARDZO LUBIŁEM CZEKAĆ PRZY KUCHNI I JEŚĆ SMAKOŁYKI, DLATEGO PÓŹNIEJ
TROCHĘ PRZYTYŁEM, ALE DLA MOJEJ RODZINY ZAWSZE BYŁEM NAJPIĘKNIEJSZYM PSEM. KOCHAŁEM WSZYSTKICH.
LUBIŁEM TEŻ KRAŚĆ ŚCIERKI ZE ZLEWU, SPAĆ NA ŁÓŻKU U KASI I PODKRADAĆ JEJ STARE ZABAWKI, BIEGAĆ Z CZOKIEM PO PODWÓRKU, ALE NAJBARDZIEJ ZE WSZYSTKICH RZECZY LUBIŁEM WIECZORNE SPACERY. BĘDZIE MI ICH BRAKOWAŁO. PRZEZ CHOROBĘ MUSIAŁEM ODEJŚĆ ZBYT WCZEŚNIE, ALE BYŁEM W DOMU, WŚRÓD LUDZI, KTÓRZY MNIE KOCHALI.
PRZEKAŻCIE MAMIE – NIECH NIE PŁACZE, JESTEM TUŻ OBOK I STĄD WIDZĘ WAS WSZSYTKICH.
NA ZAWSZE WASZ.
BONI – zmarła 29/10/2020 (czwartek).
Bonisiu nie wiemy kiedy się urodziłaś. Przyjechałaś do nas na początku grudnia 2012 roku ze schroniska. Byłaś przywiązana do drzewa łańcuchem. Odeszłaś 29 października zostawiając nas już na zawsze pogrążonych w rozpaczy. Dałaś mi tyle miłości i przywiązania. Dziękuję Ci za te 8 lat które z nami byłaś. Mieliśmy ogromne szczęście, że do nas trafiłaś. Zawsze będę Cię kochać.
Joanna z rodziną
Alexiu…szliśmy jedną drogą przez ponad 11 lat…22.02.2009-04.09.2020
Twoich pięknych oczu nigdy nie zapomnę. Byłeś oczkiem w głowie całej rodziny. Cierpliwie znosiłeś nasze głupie pomysły. To dzięki Tobie piesku weszłam w ten kynologiczny świat, gdzie pies daje szczęście człowiekowi a człowiek psu. To Ty nauczyłeś mnie waszego języka, to Ty sprawiłeś, że dom był pełny, To Ty nauczyłeś mnie pokory i cierpliwości. Byłeś moim pocieszycielem i towarzyszem na dobre i złe. Zawsze cieszyłeś się gdy wracaliśmy do domu…a dziś jest tak pusto bez Ciebie…brakuje nam Ciebie bardzo…jest tak cicho bez Twojego” uff”…nikt nie wita od progu z piłeczką w pysiu…nikt nie budzi z rana na spacerek…A cała Twoja psia rodzina czeka nadal na Ciebie…Nirwana, Berguś, Abra, Kira…
Mam tylko nadzieję, że było ci z nami dobrze, bo że kochałeś bezwarunkowo to wiem i nadal czuję…
Piesku mój kochany…biegaj szczęśliwy za tęczowym mostem i czekaj tam na mnie…kocham Cie i tęsknię za Tobą bardzo…ja i cała rodzina…
Lucky 20.09.10 – 05.08.20 [*]
Drogi Piesku, Piesełku, Mały.. Lucky, Lala, Lalunka… tak Cię nazywaliśmy… nasza pociecha…
Nie wiem nawet od czego zacząć… Nie przypuszczałam nigdy, że kiedyś będę pisać list do psiego nieba… do Ciebie.
Minął miesiąc odkąd nie ma Cie z nami..Do dziś nie mogę w to wszystko uwierzyć.. Najgorsza jest śmierć, która przychodzi nagle, bez zapowiedzi, bez żadnych symptomów i zabiera Ci to co kochasz najbardziej, tak okrutnie odbiera na zawsze. Ten okropny sierpień, te wszystkie wydarzenia… Gdy je sobie przypominam, mam wrażenie, że to sen, że to wszystko się nie wydarzyło, że to moje głupie myśli, tak nie realne, a jednak niestety prawdziwe.
Nic nie zwiastowało takiego biegu zdarzeń. To były pierwsze dni sierpnia, lał okropny deszcz, dopiero zapowiadali polepszenie pogody. Poszliśmy na późny wieczorny spacer, bo ciągle padało.. nasz wtedy ostatni, o czym nawet nie pomyślałam. Nie lubiłeś deszczu, byłeś taki smutny…Zawsze po spacerze uwielbiałeś się trzepać, tarzać, szarpać i bawić ręcznikiem. Wtedy było inaczej. Coś zaczynało być nie tak. Przyszedłeś do domu i zapanował smutek. Psu coś dolega… Byłeś chorowitkiem, ale od dłuższego już czasu wszystko było ustabilizowane, wyniki książkowe, pies pełen energii…radości… Nikomu nie przyszło do głowy, że nosisz w sobie coś, co odmierza powoli nasz ostatni czas razem. Gdybym wtedy wiedziała… ale nie wiedziałam. Zmyliło nas wszystko.Mogę tylko dziękować komuś, kto nad tym wszystkim czuwał, że byłam jeszcze wtedy w domu i nigdzie nie wyjechałam, że był samochód, którym pędziliśmy z Tobą do kliniki… To wszystko była kwestia jednego dnia.. Miałam chociaż szansę spróbować Cię uratować. Gdyby mnie przy tym nie było, nie wybaczyłabym sobie do końca życia. Przepraszam Cię, że się nie udało, że nie wróciliśmy razem do domu, że nie mogliśmy, chociaż przedłużyć Ci życia z nami, żebyśmy ostatni raz mogli wyjść razem na spacer, schować Ci w jeżyka twoje ulubione chrupeczki o które ciągle nas prosiłeś… pobawić się tak jak lubiłeś… Twoje wszystkie zabawki nadal czekają na Ciebie, ale Ty już nie wrócisz… Ile bym za to dała, żeby znów popatrzeć jak słodko śpisz, jak się cieszysz na nasz widok, jak patrzysz na mnie z balkonu jak wracam do domu, pogłaskać Cię, dotknąć twoją milusią sierść… porzucać ulubione zabawki, które potrafiłeś rozróżnić, pokazać Ci przez okno ptaszki, piesełki… potarmosić się, poganiać, posłuchać twojego szczekania, twojego wołania nas…Żebyś znów przyszedł i położył na mnie swoją główkę… Tak zwyczajnie żyć jak do tej pory, robić zwyczajne rzeczy tak dziś cenne, już nie osiągalne…wyjść na dworek, utulić Cię, dotknąć, usłyszeć. Miałeś tylko 10 lat… Tak nagle przyszło nam się rozstać. Wniosłeś tyle radości w ten dom, tyle energii, życia… Byłeś przy nas zawsze. Przy jedzeniu, przy myciu, przy spaniu. Chodziłeś za człowiekiem krok w krok. Rozumiałeś wszystko, co się do Ciebie mówiło i każdego dnia zaskakiwałeś nas swoją mądrością coraz bardziej. I te twoje mądre oczy. Nigdy nie sądziłam, że spotkam tak wyjątkowego psa i wiem, że drugiego takiego już nie będzie. Byłeś taką pociechą, cały dom skupiał się na Tobie. Byłeś naszą iskierką… Zawsze zastanawiałam się ile będziesz miał lat jak „dorośniesz”, ale Ty byłeś jak wiecznie młody…Twoja wieczna energia i radość, maskowały rozwój choroby. Nigdy przez myśl mi nie przeszło co będzie jak Ciebie zabraknie. Teraz już wiem..Wydawało mi się, że będziesz już zawsze, że nie dorośniesz, że się nie zestarzejesz… że zawsze będziesz takim zdrowym, aktywnym psem. Niestety los bywa okrutny. Nie dał nam się nawet pożegnać. Zabrał mi Ciebie z dnia na dzień. Tak bez pytania, bez przygotowania.. Miałeś tyle chęci do życia.. Do tej pory widzę twój wzrok, jak patrzysz na mnie z ramion Mamy, kiedy wnosiłyśmy Cię do kliniki.. wtedy jeszcze miałam nadzieję, że będzie dobrze. Niestety twój stan był bardzo ciężki… ale ja do siebie tego nie dopuszczałam…
Twoje serduszko zatrzymało się o 4.30 piątego sierpnia a moje po prostu pękło. Pozostał żal, pustka i smutek.I nic już tego nie zmieni…Dom bez Ciebie już nigdy nie będzie taki sam.. Każdego dnia zasypiam i budzę się z myślą o Tobie… Tak bardzo mi Ciebie brakuje…
Ostatni raz tuliłam Cię, kiedy chyba już nie byłeś do końca świadomy.. tak bardzo chciałeś wstać, ale łapki odmawiały posłuszeństwa.. Boże, a ja wtedy myślałam, że to tylko twój brzuszek Cię boli.. tak żałuję, że nic wcześniej nie zauważyłam.. Może przedłużylibyśmy Ci życie, może odszedłbyś w spokoju, wśród nas, a nie sam, z dala od domu, na zimnym stole, w obcych rękach, które próbowały Cię ratować.. Tak bardzo nie lubiłeś być sam… 🙁 Mam tylko nadzieję, że odszedłeś bez bólu, podczas snu… może śnił Ci się nasz dom, że jesteś w nim, przy nas… Tak bardzo żałuję, że nie wzięłam twojego ciałka na ręce po raz ostatni…Ucałowałam Cię tylko po główce za nas wszystkich,wygłaskałam… Tak ciężko było mi Cię wtedy opuścić, mimo że Ty byłeś już gdzieś tam na górze… Wybacz nam, że nie mogliśmy być przy Tobie w twojej ostatniej drodze do psiego nieba…
Teraz pozostały nam po Tobie tylko wspomnienia.. zdjęcia..filmy…Cały czas mam nadzieję, że to wszystko to tylko zły sen, z którego kiedyś się obudzę i znów tu będziesz. Mój malutki…Śpij i śnij… nie bój się… kiedyś się spotkamy. Mam nadzieję, że starszy Lucky i kotka Dusia wzięli Cię w swoją opiekę…że niczego Ci nie brakuje i że już nic Cię nie boli..że jesteś szczęśliwy.
Lakuniu… Codziennie o Tobie myślimy…Tak bardzo za Tobą tęsknimy… Kochamy Cię. Dobrze, że są ludzie, dzięki którym, możesz być przy nas już na zawsze. Mam nadzieję, że twoja psia dusza jest tu gdzieś pomiędzy nami.
Nigdy o Tobie nie zapomnimy. Do zobaczenia, Kochany.
Twoi na zawsze – Marta, Mama, Tata, Sebek
Charluś – Kochany nasz Synuś
Kochany, mądry i wierny Przyjaciel. Byliśmy razem prawie 13 lat – zdecydowanie za krótko. Twoja przykrótka świeczka zgasła na zawsze w dniu 27 lipca 2020 r. o godzinie 19.00.
Kochany Charlusiu, zawsze byłeś członkiem naszej rodzinki – naszym ukochanym Synusiem. Odchodząc pogrążyłeś nas w wielkim żalu, cierpieniu i smutku. Przez tych prawie 13 lat na trwałe wpisałeś się w naszym życiu, ofiarując nam wszystkim mnóstwo dobra, ciepła, radości i miłości. Byłeś dla nas ogromnym wsparciem w trudnych chwilach, ze zrozumieniem wsłuchiwałeś się we wszystkie nasze życiowe problemy. Pomagałeś nam przetrwać i przezwyciężyć wszystkie nasze życiowe kłopoty. Twoja miłość, przyjaźń, oddanie i przywiązanie do nas nie znały granic, były po prostu prawdziwe.
W lutym tego roku niespodziewany zwrot akcji – guz na Twoim ciele, a potem diagnoza i wyrok – nowotwór. Z czasem choroba coraz bardziej ograniczała Twoja aktywność. Na początku bardzo dzielnie mierzyłeś się z każdym zabiegiem, których przybywało więcej i więcej, a później musiałeś mierzyć się i znosić ogromny ból i cierpienie spowodowane bezlitosnym rozwojem choroby.
Walczyliśmy o Ciebie jak nigdy wcześniej. Oszukując przeznaczenie o 3 miesiące stałeś się nawet malutką anomalią dla leczących Cię lekarzy. Niestety tę walkę przegraliśmy. Niestety, nic nie trwa wiecznie i nadszedł czas pożegnania i rozstania.
Kochany Synusiu, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach pełnych najcenniejszych wspomnień ze wspólnie spędzonych chwil. Spoczywaj w spokoju w Niebie u Pana Najwyższego. Czuwaj nad nami i czekaj na nas. Do zobaczenia w drugim, lepszym świecie, w którym już zawsze będziemy razem.
Po Twoim odejściu czujemy wielką pustkę, ogromny żal i przygnębienie i nie wiemy, czy cokolwiek jest ją w stanie kiedykolwiek wypełnić, a Ciebie zastąpić. Byłeś jedyny w swoim rodzaju – KOCHANY, MĄDRY i WIERNY.
Grażyna i Stefan
“14 sierpnia 2020 r. odszedł na Tęczowy Most nasz ukochany przyjaciel i członek rodziny BORYS. Przeżył z nami 14 lat i 8 miesięcy dostarczając nam wiele radości w czasie wędrówek po Beskidzie Ślaskim, Żywieckim, Bieszczadach i Sudetach. Niezapomniane pozostaną Jego leśne wycieczki rowerowe z wieloma przygodami. Na trwałe wpisał się w nasze życie, w którym to BORYS ofiarował nam więcej dobra, ciepła, radości i miłości niż my mu mogliśmy dać. Dom rodzinny bez BORYSA już nigdy nie będzie taki sam.”
Ukochana Lori!
Nasze Światło zgasło w dniu 15.02.2020r., o godz. 16.15 Lorciu – Kryniu, nasza kochana… odeszłaś po prawie 11 latach cudownego, wspaniałego życia z nami. W trudnych chwilach byłaś nam opoką przetrwania, w cierpieniu byłaś opiekunem, pielęgnowałaś w chorobie, pocieszycielem w kojeniu łez i słuchaniu żalów. W szczęśliwych chwilach wprost promieniowałaś wszystkie nasze kąty, byłaś nam ostoją bezpieczeństwa i spokoju. Byłaś nam wszystkim, co nam każdemu z osobna było potrzebne. Oddanym, Kochającym Przyjacielem, Rodziną, Partnerem. Twoja miłość i przyjaźń nie znała granic, była prawdziwa
i bezwarunkowa. Pozostawiłaś w sercu naszym okropny ból pustki, osamotnienia. Dziękujemy Ci za wszystkie drogocenne chwile (dary i lekcje), których nigdy do końca życia nie zapomnimy. Zawsze pozostaniesz w naszych sercach pełnych, najdrogocenniejszych wspomnień. Spoczywaj Aniołku w spokoju, w Niebie u Pana. Czuwaj nad nami. Do zobaczenia po Drugiej Stronie Życia Wiecznego, w którym będziemy już razem. Kochamy Cię bardzo, najbardziej na świecie.
Wdzięczni Tobie: Mariola, Piotr i Sara
„Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga (…), tym zniknieniem swoim!
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,
Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.
Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,
To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,
Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu.
Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje”. – J.K. Tren 8
Parysku, bardzo ciężko pisać mi o Tobie, że byłeś.. Wydawało mi się, że już zawsze będziemy razem.. Pamiętam ten dzień, kiedy mama zabrała mnie na przejażdżkę w Dzień Dziecka. Nie miałam pojęcia gdzie jedziemy, miałam wtedy 10 lat. Okazało się, że to był ten dzień, w którym Cię poznałam. Jako jedyny z 7 szczeniaczków podbiegłeś do mnie i już wiedziałam, że to Ty. Czułam, że to będzie więź nie do zniszczenia. Na zawsze.
Dzięki Tobie nauczyłam się odpowiedzialności, wrażliwości, szacunku, bezgranicznej przyjaźni na zawsze. Ufałam Ci jak nikomu innemu. Uspokajałeś mnie, kiedy byłam zalana łzami, cieszyłeś się razem ze mną z najmniejszych rzeczy. Byłeś moim lekarstwem na złe sny, smutki. Zabierałeś ode mnie cały stres. Pilnowałeś mnie. Przeżyłam z Tobą najwspanialsze 12 lat mojego życia. Nadałeś mu tyle radości, barwy, niezapomnianych chwil. Podróżowaliśmy razem, nawet zmieszkałeś ze mną we Wrocławiu na studiach. Potrafiłeś się przystosować do każdej sytuacji, najważniejsze, że byłam obok Ciebie.
My byliśmy po prostu dla siebie stworzeni.
Teraz czuję pustkę, ogromną pustkę i żal. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdecyduję się na jej wypełnienie. Byłeś Jedyny, jedyny w swoim rodzaju. Bardzo za Toba tęsknie. Tak bardzo bym chciała móc zobaczyć Twoją radość w oczach, merdający ogonek. Usłyszeć Twój szczek. Żebyś mógł znów polizać mnie po policzku i zmyć te wszystkie łzy, które spływają, bo nie ma Cię tu ze mną..
Dzisiaj Parysek już nie cierpi. Wierzę w to, że jest szczęśliwy za Tęczowym Mostem i zerka na mnie z góry.
Z tego miejsca pragnę podziękować zespołowi Animal Park za to, jak indywidualnie podeszli do Paryska, do naszej sytuacji. Dziękuję Wam za życzliwość, zrozumienie.
Parys 28.03.2008r. – 14.07.2020r.
“Zapłacz
kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to o wiele za wcześnie
choć może i z Bożej woli.
Zapłacz
bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze
lecz niech uwierzą wierzący,
że on nie odszedł na zawsze.
Zapłacz
kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań
nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.
Potem
rozglądnij się wkoło
ale nie w górę;
patrz nisko
i – może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko…
A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę w krzywym lusterku,
to ja powtórzę:
on w r ó c i…
Choć może w innym futerku.”
Moje ukochane maleństwo. Byłeś z nami zaledwie pół roku, odszedłeś nagle, niespodziewanie, zbyt wcześnie. Serce nadal nas boli, tęsknimy za tobą, ale nadzieja, że kiedyś się spotkamy trzyma nas na powierzchni.
Kim był dla nas Roni? Rozczulająco bezbronny, nieporadny w miejskim gwarze i na wiejskich drogach wokół naszej ulubionej działki, a jednocześnie nasz wierny towarzysz witający tak samo przez tyle lat domowników wracających do domu – po godzinie a czasem po miesiącach czyjejś nieobecności. Roni nas łączył, gdy swoim zwyczajem wędrował między nami upewniając się, że to jego stadko trzyma się razem. Łączył nas, kiedy chorował i potrzebował naszej opieki – wynagradzając ją tymi rozczulającymi oczami cavaliera. Był wyrozumiały, jakby wiedząc, że należy do rasy wymagającej czułości, opieki i wytrwałości w tych wszystkich swoich psich kłopotach. Cieszył nas swoją obecnością długo jak na swoją rasę, bo ponad 14 lat. Zasmucił swoim odejściem w trudnym czasie pandemii, po wykorzystaniu wszystkich dostępnych terapii. Większość ludzi wierzy, że ich życie się nie kończy, ale się przemienia. Wiemy, że niektórzy nie podzielają tej wiary. Co się dzieje w przypadku ukochanego zwierzątka? Nie sposób zaprzeczyć, że Przyjaciel był obdarzony naszą miłością, a ta przecież nigdy nie ginie. Nie wiemy kiedy i jak się zobaczymy znowu, ale jeśli miłość jest wieczna i nie umiera, to się spotkamy.
Misia, Misiulek, Żelka (wrzesień 2004 – 27 listopada 2019) – nasza mięciutka, mrucząca, mądrze patrząca i wszystko wiedząca przyjaciółka. Przeprowadziła się do nas z trzeciego pięterka w bloku na czwarte. Gdy miała 3 latka zaczęła nas odwiedzać po sąsiedzku, aż w końcu zabrała od swoich pierwszych właścicieli zabawki, kuwetkę, myszki i zamieszkała ot tak sobie, nie pytając czy może, bo wiedziała, że tak. I tak zamieszkała, a raczej to my zamieszkaliśmy u niej. Dawała nam w zamian pozwolenie na całowanie swojego słodkiego nosa. Zawsze wiedziała, o czym mówimy, czuła złość, niepokój, radość, a jak zaczynałam płakać była tak niespokojna w zachowaniu, że natychmiast przestawałam rozpaczać i przytulałam tego słodziaka. Uwielbiała jedzenie, szczególnie to, co stało na stole i dało się ukraść lub upolować. Anektowała wszystkie reklamówki, pudełka, pudełeczka, miski i pojemniki. Potrafiła w małe pudełko po telefonie zmieścić kawałek ucha i dwa wibrysy, a już była niewidzialna – to były jej słynne sztuczki ze znikaniem. Zajmowała kanapy, fotele w całości, a my mogliśmy tylko przysiąść. Stała się dla nas bohaterką, kiedy w listopadzie 2018 roku ciężko zachorowała, walczyła ze stanem zapalnym całego układu pokarmowgo, wyniki wskazywały na koniec, a ona nie poddawała się i pozwalała na wszystkie zabiegi, zastrzyki, kroplówki, podawanie leków itp. Błagaliśmy ją, chociaż o dwa miesiące, a ona dała nam jeszcze cały rok. Chłoniak zacisnął układ pokarmowy, ten drań zajął cały brzuszek. Nie chciała już walczyć, chciała odpocząć. Doceniliśmy jej decyzję i pożegnaliśmy w domu z lekarzem. Każdy dzień bez Misi, to tęsknota za nią. Urna z jej prochami daje namiastkę obecności i wrażenie mniejszego smutku po jej stracie.
Dziękujemy Ci Misialku za te wszystkie lata, za głośne mruczenie, podkradanie jedzenia, za zabijanie wszystkich worków i reklamówek, polowanie na nogawki spodni i ślinienie gościnnych butów.
Kochamy Cię bardzo.
Kochany Loki,
dziś mija pierwsza rocznica dnia, w którym przeszedłeś po tęczowym moście do wiecznej krainy. Choć minął już rok, to wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego tak wcześnie odszedłeś, dlaczego nie było nam dane zestarzeć się razem. Nawet nie wiesz jak bardzo mi Cię brakuje. Brakuje mi twojego mądrego spojrzenia, twojego zapachu (zawsze pachnialeś owsianymi ciasteczkami), twojego szczekania na wszystko i na wszystkich, twoich szaleństw z Zosią, twojej wierności. Jeśli gdzieś tam jesteś, to mam nadzieję, że jest Ci dobrze i wylegujesz się brzuchem do góry tak, jak to bardzo lubiłeś robić w domu i że kiedyś znów się spotkamy w lepszym świecie. Kochany Loki spoczywaj w spokoju.
Zula była psem wspaniałym. Wczesne dzieciństwo spędziła w sochaczewskim schronisku, widziała, jak kolejne z jej braci i sióstr umierają. Ona jedna przeżyła – była ozdrowieńcem po parwowirozie. W późniejszych latach korzystaliśmy z tego daru, ratując inne chore psy – przetaczaliśmy im ozdrowieńczą krew Zuli. Zula bohatersko dawała się kłuć weterynarzom, choć po przeżyciach schroniskowych stała się psem lękliwym.
Lubiła ludzi, dzieci, tolerowała w swoim domu inne zwierzęta, które tymczasowo u nas przebywały czekając na prawdziwy, docelowy dom.
Uwielbiała ganiać za piłką, była bardzo szybka, a nawet aportowała! Te zabawy sprawiały jej największą radość.
Zula żeglowała, pływała na kajaku, chodziła po górach, spała pod namiotem. A zasłużoną emeryturę spędziła na wsi u moich rodziców, na pięknej działce blisko lasu. Odeszła dzień po śmierci mojego taty. Brakowało jej 3 miesięcy do 15 lat, wieku sędziwego dla tak dużych psów.
Będę tęsknić.
VENUS 01.06.2005r.-18.10.2019r.
Venus – byłaś cudowną, kochaną sunią. Jak każdy amstaff uwielbiałaś psoty i harce oraz dłuuugie spacery. Najlepsza przyjaciółka i powierniczka; niesamowity przytulasek; zawsze wiedziałaś jak poprawić humor i jak się troszczyć o domowników. Jedyna taka Dziewczynka; mądra, słodka, kochana, spokojna, a przy tym dama z pazurkiem.
Z czasem choroba coraz bardziej ograniczała Twoją aktywność, jednak dzielnie mierzyłaś się z każdym zabiegiem a później z codziennością w cierpieniu; do samego końca bywały chwile, kiedy znajdowałaś w sobie pokłady energii, aby popsocić i troszkę poskakać.
Strasznie nam Ciebie brakuje! …ale wiem, że teraz jesteś po drugiej stronie tęczy i możesz już biegać bez bólu. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach.
Asia i Mariolka
Radar
Nie byłeś kruszynką kiedy Cię poznałam.
Tak naprawdę poznaliśmy się przypadkiem kiedy wyszłam do sklepu po bułki. Ruda kita odrazu skradła moje serce. Poznawaliśmy się przez tydzień aż w końcu stwierdziłam, że to ten czas abyś zamieszkał w naszym domu. To była trudna walka. Najpierw po cichu próbowałam Cię przemycić do mieszkania ale pech chciał, że mama ma świetny słuch i odrazu usłyszała tuptające cztery łapki. Prośby, obiecanki, szantażowanie spaniem z Tobą na klatce nie działały. Na szczęście znaleźliśmy sprzymierzeńca w postaci mojego brata, który rozłożył mame na łopatki pytaniem ,,Mamo czy ty widziałaś jakie on ma oczy?,,. Udało się, mama pękła i teraz trzeba było tylko zaczekać na tate aby odwiedzić weterynarza. Spędziłeś z nami wspaniałe 10 lat, towarzysząc w tych dobrych jak i złych momentach. Potem niespodziewany zwrot akcji, nowotwór. Walczyliśmy zaparcie jak nigdy dotąd i tak o to stałeś się anomalią weterynarii oszukując przeznaczenie o jeden rok i trzy miesiące. Niestety nic nie trwa wiecznie i przyszedł czas pożegnania. Na zawsze w naszych sercach pozostanie, ruda ukochana psina.
MISZA 2005 – 2019
Misza, Misiek, Miszek, Miszulek, Miszkolc, kochany….To już pięć długich i trudnych miesięcy. Brakuje Cię w domu, na wspólnych przejażdżkach, nie zaganiasz już swojego „stada” na spacerach.
Dziękuję, że dwanaście lat temu zgodziłeś się tu przyjechać i mieć tu Dom. I że byłeś najwspanialszym wsparciem w najgorszych momentach życia, najdoskonalej czującym i rozumiejącym. Mam nadzieję, że to samo powiedziałbyś o mnie. Byłeś wielką indywidualnością, miałeś mocny charakter, niezwykłą wolę życia i rozbrajającą, nieprzemijającą radość. Byłeś obrońcą mojego spokoju. Od Ciebie uczyłam się troski i cierpliwości. Byłeś naszą Rodziną – wszyscy bardzo za Tobą tęsknimy. Posadziłyśmy z Anią dla Ciebie tu nieopodal piękny świerk – spodobałby Ci się, ma uszy…
Odpoczywaj, kochany.
Twoja Gosia
Trafiłaś w moje dłonie taka maleńka, bezbronna Istotka. Spędziłyśmy razem 12 wspaniałych lat. Ktoś powie: „To szmat czasu”, dla mnie jednak odeszłaś zbyt wcześnie. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu…
Psoteczko– Ty zawsze przy mnie byłaś
Rybeczko-krok w krok za mną chodziłaś
Dzień w dzień merdałaś ogonkiem
a w nocy lizałaś mą twarz mokrym jęzorkiem.
Twe oczka pełne miłości dawały tyle radości
Niestety przegrałaś z chorobą
Odeszłaś w ciszy, bezpiecznie
Wtulona w moje ramiona
Teraz śpij moje Słonko Kochane
No, a ja , chociaż serce mi pęka
Myślę tutaj o Tobie z uśmiechem
Bądź szczęśliwa w Tęczowej Krainie,
Ja swą miłość Ci czasem podeślę,
– Zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie,
Ale czasem odwiedź, choć we śnie.
Wierzę jednak, że gdy nadejdzie mój kres
Zamknę oczy, i znowu spotkamy się
Dane będzie nam cieszyć się sobą
I wyruszyć na wspólny spacer.
Teraz tylko jedno powiedzieć chcę
Nigdy Cię nie zapomnę
Psoteńko, kocham Cię.
W tym miejscu pragnę podziękować Animal Park za to, że są. To dzięki takim ludziom, jak Wy, mogłam z szacunkiem pożegnać moją kochaną Pekinkę . Pomimo, że odeszła moja Psoteczka może pozostać ze mną na zawsze….Wielkie Dziękuję…
Agnieszka Molasy
13.06.2007 – 12.04.2019 ODYS
“Jedyną wadą psa, jest to, że tak krótko żyje”
Odys był psem przecudownym, chwytał za serce ludzi, łamał stereotypy w temacie swojej rasy. Zawsze było pogodny i uśmiechnięty. Uwielbiał wszystkich ludzi. Uwielbiał kanapę i spanie pod kołderką wtulony w swoich opiekunów. Gdy się uśmiechał i merdał ogonem przyprawiał o siniaki nieprzyzwyczajonych gości, siadał na kolanach nie patrząc na to, że nie jest już szczeniaczkiem. Uwielbiał też swoich psich towarzyszy Peruna i Zosię, które nie mogą zrozumieć co się stało. Uwielbiał piłeczkę i wspólne zabawy.
Choroba odebrała nam przyjaciela. Nie poddaliśmy się bez walki. Wyszarpaliśmy kostusze jeszcze cztery wspaniałe miesiące w domu, miłości, szczęściu i spokoju.
Zaszczytem było mieć Cię u swojego boku przez niespełna 12 lat. My żegnamy Cię z najwyższymi honorami, należącymi się pełnoprawnemu członkowi naszej rodziny.
Irys czerwiec 2003- 14.01. 2019 Podobno najmocniej kocha się tych, którzy nas kochają-Ty Irysku od dnia, w którym pojawiłeś się w naszym domu codziennie dawałeś mi dowody swojej miłości zasypiając przy moim boku mrucząc napiękniejsze kołysanki . Uwielbiałeś moje kolana i nawet wtedy , kiedy Twoje zbolałe łapki odmawiały ci posłuszeństwa, Ty zawsze znalazłeś drogę, żeby się na nie wdrapać. Nie wiem, kiedy minęło prawie 16 lat naszego życia, wydawało misie, że Ty będziesz w nim zawsze uczestniczył… Ale ty odszedłeś a ja bardzo za Tobą tęsknię… Cieszę się , że istnieje Animal Park , bo dzięki temu Twoje umęczone ciałko było traktowane z szacunkiem, w chwilach, kiedy Ty biegałeś już za Tęczowym Mostem. Mam nadzieję, że odnalazłeś swoja siostrę i teraz przytuleni do siebie wygrzewacie się w promieniach słońca. Kocham Cię Irysku i zawsze będę o Tobie pamiętać.
Przyjacielu Ty zawsze przy mnie byłeś
Przyjacielu krok w krok za mną chodziłem.
Dzień w dzień budząc mnie Swym mokrym noskiem. Sprawiales, że nawet najgorsze dni stawały się radosne.
Pamiętasz nasze spacery?
Pamiętasz nasze łąki, lasy, szlaki zdobyta
Pamiętasz te widoki oglądane z zachwytem?
Pamiętasz…
Pamiętam i ja, choć Ciebie już nie ma
Pamiętam twe oczy, Twe pełne miłości spojrzenia
Oczy, w których zgasł życie w oku mgnieniu.
Chce wierzyć, że nie gdy nadejdzie mój kres
Zamknę oczy, a a my znowu spotkamy się.
Wśród zieleni traw i woni kwiatów.
Położony się jak dawniej., jak za dawnych czasów.
Tylko jedno powiedzieć chce
NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNĘ
PIESKU, KOCHAM CIĘ.
BYŁEŚ BARDZO DZIELNY BO WALCZYŁEM DO SAMEGO KOŃCA.
01.01.2019
“… Panie Boże, nie proszę dla siebie,
znajdź mu jakąś osobę przyjazną,
by głodny i smutny nie był i żeby
mógł sobie przy kimś bezpiecznie zasnąć.
Panie Boże, a gdy tak się stanie,
że i mnie zabrać stąd będzie trzeba,
pozwól, by wyszedł mi na spotkanie,
kiedy będę wędrować do nieba…”
Autor : Marta “Majorka” Chociłowska-Juszczyk
Klemens!
Odszedłeś za szybko Przyjacielu. Po Tobie została taka pustka w domu.
Pan Bóg wypożyczył nam Ciebie, szkoda, że na tak krótki czas.
Zostawiłeś i uczyniłeś nasz świat lepszym, ale jak teraz w nim żyć bez Ciebie?
Nie mówimy żegnaj, lecz do zobaczenia, bo wierzymy, że jeszcze się spotkamy.
Do tego czasu biegaj Klemensiku po zielonej, pachnącej łące, razem z innymi
szczęśliwymi kotkami. Łap biedronki, motyle i baw się, baw się jak najwięcej.
A kiedyś, gdy przyjdzie nam opuścić ten świat, wyjdź nam proszę na spotkanie.
Diuna 2009 – 2019
Czy dotarłaś bezpiecznie, kochana,
po drabinie z bielutkich obłoków
do świetlistej, tęczowej bramy?
… Uchylona, choć nie słychać Twych kroków.
Wsuń łapeczkę w szparę – w tę niebieską,
Teraz główkę; widzisz most? – piękny pewnie!
Nie bój się, podążaj jak ścieżką,
drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie.
No a ja, choć serce mi pęka,
myślę tutaj o Tobie z uśmiechem,
Przecież wiem, kto na Ciebie tam czeka.
Znam ich, wiedzą, że idziesz.
Już lepiej?
Bądź szczęśliwa w błękitnej krainie,
ja swą miłość Ci czasem podeślę,
– zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie,
Ale czasem odwiedź, choć we śnie.
Wybraliśmy cię prawie 10 lat temu spośród gromady szczeniąt. To byłą miłość od pierwszego wejrzenia. Skradłaś nas tymi brązowymi oczętami i wrodzoną ciekawością. Zawsze nam towarzyszyłaś. Dziękujemy Ci za te cudowne chwile które były nam dane, 10 lat cudownego życia.
Nigdy nie przestaniemy tęsknić, nigdy nie zapomnimy Twojego spojrzenia pięknych brązowych oczu z rzęsami długimi jak u lalki, niewiarygodnie mięciutkiego i lśniącego futerka, uśmiechniętego pyszczka, a przede wszystkim cudownej osobowości wiecznego szczenięcia, której nie zatraciłaś do końca.
Nie usłyszymy i nie zobaczymy jak cieszysz się z naszego powrotu do domu, przeciskasz się i buszujesz po torbie w poszukiwaniu smakołyków, jak biegasz i tarzasz się jak szalona po dywanie szczekając z radości nad nową zabawką, nie usłyszymy dreptania twoich pazurków, kiedy przechadzasz się z kuchni do pokoju. Już nie przytulimy do serca naszej małej, wiernej suni, najlepszej przyjaciółki, która mimo tego, że nie potrafiła mówić rozumiała dosłownie wszystko. Bardzo nam Ciebie brakuje pieseczku. Odeszłaś będąc spokojną, że już nie cierpisz i że jest Ci dobrze. Wierzymy, że jesteś teraz w psim niebie i biegasz po niebiańskiej łące, niczego Ci tam nie brakuje i jesteś szczęśliwa… Patrzysz na nas z góry, pilnujesz i strzeżesz nas tak jak tu na Ziemi. Ufamy, że Twoja piękna dusza jest z nami i towarzyszy nam każdego dnia, wierzymy, że kiedyś przybiegniesz nam na powitanie i razem przejdziemy przez Tęczowy Most. Kochamy Cię bardzo Diunka… na zawsze pozostaniesz w naszych sercach i pamięci.
🐕🐾 Haker 29.07.2005 – 12.10.2018
Nasz najwspanialszy przyjaciel, członek naszej rodziny. Wniósł od początku do domu ciepło i uśmiech na naszych twarzach. Spajał nasz dom.
Kiedy zdecydowaliśmy się na pieska to on wybrał nas – podbiegając do nas i szarpiąc za nogawkę spodni. Od pierwszych chwil obdarzyliśmy go wielką miłością, chcąc zapewnić Hakciowi jak najlepsze życie, na które zasługiwał.
Przeżył z nami 13 lat – nie pamiętamy już czasów, gdy go nie było. Dawał nam mnóstwo wsparcia w najtrudniejszych chwilach, wiele łez przyjął w swoją sierść. Robiliśmy wszystko, aby zapewnić mu piękne życie i mamy wielką nadzieję, że był szczęśliwym psiakiem.
Całe życie, zarówno Hakcio, jak i my, walczyliśmy z niesprawiedliwym stereotypem groźnej rasy. Jego duża mordka i muskularna budowa ciała wzbudzały niepokój w innych – my sami wiemy jednak najlepiej, jak spokojnym psiakiem był Hakcio. W swoim potężnym ciałku skrywał małą, bezbronną istotę. Każdy, kto miał okazję poznać go bliżej był w nim zakochany od pierwszych chwil. Zmieniał nastawienie ludzi, którzy czuli strach do psów. Nazywaliśmy Hakcia potulnym Misiem, bo taki właśnie był…
Spędził z nami wiele ważnych chwil w życiu – dorastał z nami, a my z nim. Miał swój charakter – za młodu energiczny i pełny buntu. Był wspaniałym odzwierciedleniem powiedzenia “jaki pan, taki pies” – był po prostu taki, jak my 🙂 Rozumiał to co do niego mówiliśmy i nasłuchiwał naszych rozmów z innego pokoju, sterując uszkami. Pokazywał swój żal, gdy ktoś z nas wychodził z domu z walizkami…
Kwadratowe czarne oczka, biały “krawacik” na torsie, różowa plamka na jego nosku za młodu, która z czasem powoli znikała, białe “skarpetki” na łapkach, łaciate podniebienie… To tylko niektóre z jego cech zewnętrznych, jakie na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Gdy był mały, leżał na grzbiecie z łapkami uniesionymi do góry, z czasem wolał drzemki na brzuszku, otulając swój nosek łapkami. Na zawsze pozostanie dla nas najpiękniejszym psiakiem na świecie…
Był bardzo dzielny, szczególnie w ostatnich miesiącach swojego życia, kiedy zmagał się z wieloma chorobami. Jego ciałko powoli odmawiało posłuszeństwa, ale on się nie poddawał. Był wytrwały, ale nasze serca coraz bardziej pękały, gdy patrzyliśmy jak się męczy. Na ostatnim spacerze pożegnał się z miejscami, które na co dzień odwiedzał od lat. Odszedł spokojnie i bez cierpień w piękny słoneczny dzień…
Ból i smutek po stracie naszego ukochanego misiaka pozostanie z nami jeszcze długo. Tęsknota za Hakciem na zawsze…
Serdecznie dziękujemy Animal Park za pomoc w przejściu przez te trudne chwile. Kiedy odchodzi bliski czworonóg, chcemy mieć po prostu pewność, że trafia on w dobre ręce – skorzystaliśmy z usług oddziału Animal Park, który znajduje się w Mikołowie i jesteśmy bardzo wdzięczni za tak wspaniałą obsługę. Dzięki Państwu nasz Haker może pozostać przy nas na zawsze ❤
165. Najlepszy przyjaciel, jakiego człowiek ma na świecie, może zwrócić się przeciwko niemu i stać się jego wrogiem, syn czy córka, rodzone dziecko chowane z miłością i pieczołowitością, może okazać się niewdzięczne. Ci, co są dla nas najbliżsi, ci, w których z ufnością lokujemy nasze szczęście i dobre imię, mogą zawieść naszą wiarę. Majątek jaki człowiek posiada może zniknąć: Pieniądz zwykle ucieka wówczas, gdy się go najbardziej potrzebuje. Dobre imię można stracić w jednej chwili źle przemyślanego czynu. Ludzie, którzy są gotowi płaszczyć się w hołdzie przed nami gdy powodzenie nam sprzyja, ci sami ludzie mogą być pierwszymi, którzy cisną w nas kamień złości, gdy chmury niepowodzenia skłębiają się nad naszymi głowami.
Jedynie, całkowicie pozbawionym egoizmu przyjacielem, jakiego człowiek może mieć w tym egoistycznym świecie, jedynym który go nie opuści, jedynym, który nigdy nie odpłaci niewdzięcznością i zdradą, jest jego pies. Pies człowieka pozostaje przy nim w dobrobycie i w nędzy, w zdrowiu i chorobie. Będzie on spał na zimnej ziemi, gdzie lodowate wiatry wieją, a śnieg zacina okrutnie, aby tylko pozostać w pobliżu swego pana. Będzie on całować rękę, która nie ma dla niego pożywienia i będzie lizał rany i blizny, jakie nabywa się w zmaganiach z przeciwnościami tego świata. Strzeże on snu swego pana- nędzarza, jak gdyby był on księciem. Gdy wszyscy inni przyjaciele opuszczą, on zostanie. Gdy skarby ulecą, a sława legnie, on pozostanie tak stały w swej miłości, jak słonce w swej podróży po niebiosach. Jeśli los uczyni pana wyrzutkiem świata, bez przyjaciół i bez domu, wierny pies nie prosi o większa łaskę, jak o prawo towarzyszenia mu w niedoli, by strzec go przed niebezpieczeństwem, by walczyć z jego nieprzyjaciółmi.
A gdy przyjdzie chwila ostatniego ataku i śmierci weźmie pana w swoje objęcia, a ciało legnie w zimnej ziemi, nie jest ważne, ze wszyscy inni przyjaciele pójdą swoimi drogami: tam, u grobu pozostanie szlachetny pies, z głowa wtuloną między łapy, o oczach smutnych, lecz otwartych w bacznej czujności, wierny i szczery nawet w śmierci…
Siedzę na balkonie. Patrzę w niebo
i próbuję zrozumieć tor lotu ptaków.
Gdybym nawet odkrył formułę rządzącą
tymi krzywymi niczego bym nie zrozumiał.
Ona rozumiała.
W bladym świetle księżyca liczyła gwiazdy.
W słońcu przyglądała się obłokom.
W deszczu liczyła krople wody na szybie.
Czasami pytała o drogę stojąc na środku pokoju.
Czasami odpowiadała na nie zadane pytania.
Czasami nic nie robiła. Tak dla zabawy.
Czasami próbowała się umyć. Tak dla urody.
I zawsze chciała spróbować mojej kawy.
Skacząc z fotela na regał przeczyła
prawom fizyki. Studiowała obrazy i fotografie.
Czasami słychać było ciche westchnienie a
jedynym komentarzem było machnięcie ogonem.
Gdy pisała wiersze zamykała się w wiklinowym
domku i nie można było jej przeszkadzać.
Takie wielkie serce…
Takie ciche ostatnie uderzenie…
Taka wielka pustka…
Amelia, maleńka istota o wielkim sercu pełnym bezwarunkowej miłości, ufności, oddania. Maleńka istota o wielkich, pięknych i mądrych oczach, spoglądających w moje z ciepłem, z ogromnym uczuciem, nawet wtedy, gdy straciła wzrok… Była moim największym przyjacielem, zawsze pełna empatii, zawsze przy mnie – w każdej dobrej i złej chwili.
Bezustannie dziwiłam się, że nie mówi, ale przecież i tak doskonale rozumiałam wszystko, co chciała mi powiedzieć. Każdy gest, każdy pomruk, każdy dźwięk, jakimi się do mnie zwracała, był językiem bez słów, niczym rozmowa z dzieckiem, które jeszcze nie umie mówić, a które każda matka doskonale interpretuje…
Amelka nazywana była przeze mnie Słoneczkiem, Motylkiem, Ptaszkiem, Myszką, Żabką, Kwiatuszkiem, Maleństwem i Ciupalaskiem :), na wszystkie te imiona reagowała, merdając wesoło ogonkiem i patrząc mi w oczy.
Amelia zawsze była przy mnie – w chwilach pełnych uśmiechu i radości, ale także wtedy, gdy dni były pełne łez i rozpaczy. To ona trwała przy mnie, gdy zawalił się świat, a “przyjaciele” okazali się niewdzięczni, egoistyczni, samolubni, zdradliwi…
Amelii zawdzięczam najcieplejsze uczucia, którymi obdarzała mnie tak hojnie, a które wyłącznie przypisuje się, nie wiem czemu, ludziom. Człowiek w swoim okrucieństwem wręcz poraża i budzi strach. Przy Amelii nigdy nie czułam się zagrożona, nie odczuwałam żadnych obaw, łączyła nas niezwykła więź. Dlatego nigdy nie zrozumiem tego, że człowiek, który w swojej pysze uważa się za istotę wyższą od zwierząt, potrafi je bezlitośnie krzywdzić. Jestem przekonana, że pokora jest cechą zwierząt, które nie tylko szanują świat, w którym żyją, ale również ludzi, których kochają – nawet tych okrutnych wobec nich. Warto uczyć się od zwierząt postrzegania rzeczywistości na różnych płaszczyznach, warto uczyć się od nich okazywania uczuć, bezwarunkowej miłości, szacunku i przyjaźni.
Oprócz rodziców, Amelka miała rodzeństwo, dziadków, pradziadków i prapradziadków. Była prześliczną jamniczką króliczą, o wesołym usposobieniu, ufna i przyjacielska. Uwielbiała towarzystwo dzieci i zamieniała się w lwicę, by je bronić. Była też małą, pełną wdzięku kokietką, która w cudowny i niemal nierealny sposób, odchylała główkę, opierając ją na swoich plecach, upodabniając się w tym geście do zastygłego w eleganckiej pozie flaminga. Lubiła wszystkie zwierzęta – była wielką przyjaciółką i fanką kotów, a nawet kur – które namawiała, niestety bezskutecznie, do zabaw. Była wielką miłośniczką natury i rozsiewała las, zakopując szyszki i żołędzie. Najlepiej czuła się w górach Beskidu Niskiego i tam z uwagą obserwowała np.: wygrzewające się na słońcu lub uciekające jaszczurki, albo maleńkie, drżące ze strachu i skamieniałe w bezruchu, norniczki, nie czyniąc im nigdy żadnej krzywdy. Miała wielu przyjaciół wśród zwierząt i ludzi, a oni odwdzięczali się jej miłością za okazywaną im radość życia i stale uśmiechnięty ogonek. Amelia była również wielką smakoszką – amatorką jabłek, gruszek, śliwek i mandarynek, kapusty i ogórków kiszonych, zielonych brokułów i groszku, marchewki i pomidorów, sera koziego i drożdżówek. Uwielbiała też potrawy z soi, którymi się z nią dzieliłam. Nigdy nie sprawiała kłopotów i umiała cieszyć się życiem, zawsze ciekawa świata, z radością i przyjaźnią witała nowe miejsca i ludzi.
A teraz już Amelki nie ma…
Amelko, bardzo mi Ciebie brakuje i nic nie potrafię na to poradzić. Nadal czuję Twoją maleńką główkę wtuloną w moje ramię lub Twój nosek, którym mnie trącasz, domagając się pieszczot. To Ty sprawiłaś, że kiedyś mogłam znów się śmiać i mieć cel w życiu. Byłaś moim najjaśniejszym promykiem, moją przyjaciółką, moją towarzyszką i strażniczką mojego spokoju. Jestem Ci wdzięczna za wszystkie cudowne chwile – pozostaną na zawsze, jak Ty, w moim sercu i pamięci.
Amelko, mogłabym bez końca opowiadać o Tobie, o Twoim cudownym charakterze i dobroci, ale może trzeba po prostu zacząć czytać od początku to, co już napisałam? Jak myślisz?
Ściskam Cię, moja kruszynko i tulę do serca. Twoja na zawsze – Kaśka.
CEZAR 3.03.2000-21.09.2013
Kochany Czarusiu odszedłeś tak nagle i niespodziewanie.Dla nas byłeś wszystkim-całym światem.Malutkim promyczkiem,co świeci najjaśniej pośród wszystkich gwiazd.Kochaliśmy Cię tak bardzo i tak mocno,że nie da się tego wyrazić żadnymi słowami.
Byłeś najmniejszy z całego miotu. Taki malutki i niepozorny,a wyrosłeś na tak pięknego i mądrego psa.To Ty zawsze nas witałeś,niosąc w pysku kapcia i merdając ogonkiem.Pocieszałeś nas zawsze,gdy byliśmy smutni.Kładłeś swój pyszczek na naszych kolanach,lizałeś po rękach i zaglądałeś w oczy.Tych Twoich pięknych,i bardzo mądrych oczu nigdy nie zapomnimy ,bo nie można zapomnieć kogoś-kogo kochało się tak wielką miłością,że tylko osoba która kocha zwierzęta może to tylko zrozumieć.
Dziękujemy Ci,że byłeś blisko!
Za serce co niosłeś w pysku!
Za ciężką mordkę,i łapki obie!
I za kolory świata co nosiłeś w sobie!
Za Twe spojrzenia dziękujemy!
I najwierniejsze oczy!
Za uśmiech,miłość,i nadzieję jaką nam dawałeś.
Dziękujemy,że w nas nie wątpiłeś,choć powodów pewnie było wiele,bo byliśmy twoim człowiekiem Mój pieseczku i przyjacielem!
Nikt nigdy Cię nie zastąpi,bo nie ma i nie będzie tak kochanego pieska jak Ty.Czekaj Czarusiu na nas za Tęczowym Mostem Kochanie.
Po raz pierwszy zobaczyliśmy się w listopadzie 2000 r. Hipolit miał wówczas 4 miesiące. Ja 23 lata. Zarówno tata-kot, jak i matka-kot byli pięknymi dachowcami. Hipolit wówczas nie. Spojrzałam na tego małego „nietoperza”, zgarnęłam Go dłonią z podłogi, przytuliłam do piersi i poczułam, że ten mały brzydki, koci koleżka jest bardzo bliski mojemu sercu. Wkrótce po naszym pierwszym spotkaniu, Hipolita czekała przygoda życia-pierwsza podróż pociągiem do Warszawy. Już na jej początku, wymusił, kocim kwileniem, że chce podróżować nie w transporterze ale wśród ludzi. Stało się to zresztą rutyną w trakcie Jego kolejnych pociągowych podróży. Zawsze siedział na moich kolanach.
W swoim kocim życiu przemierzył tysiące kilometrów, w pociągach, taksówkach, aż wreszcie we własnym (w znaczeniu ludzkich opiekunów) samochodem. Podróże samochodem lubił najbardziej.
Hipolit był kotem,który kochał ludzi. Nigdy nie bywał w stosunku do nich nieprzyjacielski.
Najbardziej oddany był oczywiście nam-swoim ludzkim opiekunom.
Dziewięć miesięcy temu zachorował na PNN. Po dwóch bardzo ciężkich miesiącach walki,Hipolit stanął na łapy. Był bardzo silny i zdeterminowany, by żyć. My w tej walce także.
Z wenflonem i zabawnym, kolorowym plastrem od lekarza na łapie wychodził, jak zwykle na codzienne spacery. Cieszyły Go i przypominały o dawnych latach, gdy rozgryzał ochronną siatkę w oknie i uciekał na kocie randki. Przyprawiało nas to wówczas o zawał serca. Zawsze jednak wracał. Jego kocie dziewczyny także. Niejednokrotnie wołały pod oknem o kolejne spotkanie.
Hipolit zmarł 20 marca. Miał 14 lat.
Przespał z nami całą noc. To była bardzo trudna noc. Budził się i ciężko oddychał. Nad ranem, gdy zadzwonił budzik podniósł głowę. Spojrzał w moje oczy. Chwyciłam Jego łapę. Z każdym oddechem ulatywało z Niego życie…i uleciało…..
Hipolicie , gdy wracamy do domu, wydaje nam się, że wciąż czekasz przy drzwiach, by nas powitać. Gdy zasypiamy, tęsknimy za Twoim gramoleniem się pomiędzy nami.
Bardzo Cię kochamy i bardzo nam, i naszym bliskim Ciebie brakuje.
Stela, skrzywdzona przez ludzi była bardzo nieufna, bała się wszystkich i wszystkiego.
Ale razem osiągnęłyśmy spokój i radość.
Zawsze była przy mnie, czekała gdy wrócę do domu, bardzo się cieszyła. Była w dniach radości i uśmiechu ale też wtedy, gdy było pełno łez i rozpaczy.
Zawsze trwała przy mnie. A teraz już jej nie ma…..
Stelciu, bardzo Nam Ciebie brakuje.
Nadal czuję Twój nosek, który mnie trąca bo domagasz się pieszczot, nadal widzę i czuję Twój słodki języczek.
Byłaś dla Nas Wszystkim .Moją towarzyszką, strażniczką mojego spokoju.
Jestem Ci wdzięczna za te chwile spędzone razem, za Twoją heroiczną walkę aby Nas nie opuścić. Tyle czarów wszystkim dałaś, że zabrakło Ci dla Siebie by pokonać chorobę,
nie dałaś rady Wielka Wojowniczko !
Patrzę w niebo i próbuję zrozumieć. Jeśli nawet coś zobaczę to i tak nie rozumiem.
Ty byś mi to wytłumaczyła , bo rozumiałaś.
Byłaś taka malutka ale serduszko miałaś wielkie.
Stelciu , będę opowiadać o Tobie bez końca, będę tęsknić bez końca. Tulę Cię w sercu moja Gwiazdeczko.
Stela :9.06.2007-14.02.2014
Aga, Agusia – nasza ukochana, odeszła po 12 szczęśliwych latach – biega teraz po niebieskich połoninach. Trudno jest opisać co czuje człowiek, który traci wielkiego przyjaciela., zawsze wiernego, oddanego w każdym dniu. W pamięci pozostało tyle pięknych wspomnień. Umiała rozbawić, pocieszyć w trudnych chwilach. Zawsze jej bystre spojrzenie, uśmiechnięty pyszczek dodawały każdemu z nas jakiejś magicznej siły. Była z nami szczęśliwa, a jej radość z życia była naszą radością. Trudno się żegnać i pogodzić z tym, że nie jest już z nami. Kiedy traci się kogoś z rodziny, tak bliskiego i tak kochanego człowieka ogarnia pustka. Pusto jest teraz bez ciebie Agusiu. Tyle przeżyliśmy wspólnych pięknych chwil, wędrówek po lasach i górach, tyle razy radośnie machałaś ogonem i rozdawałaś całusy – tego nie można zapomnieć. Zawsze będziesz w naszych sercach i zawsze będziesz z nami.
Piszę te słowa z rozdartym sercem. Wspomnienia dają radość, ale i smutek, bo wiem, że już nie przytulę mojej Agusi. Wierzę jednak, że kiedyś znów pójdziemy na wspólny spacer. Wierzę, że Stwórca musiał tak to urządzić, że tam na górze nie może zabraknąć naszych mniejszych braci, którzy przecież przez całe swoje życie są tak wierni, szczerzy i kochający.
Odeszłaś przy nas. Ostanie przytulenie, pocałunek i zasnęłaś. Do ostatnich Twoich dni razem. Ostatnia droga samochodem. I wróciłaś też z nami do miejsca gdzie rozsypaliśmy popiół – ten las który znałaś od szczenięcia na zawsze będzie twoim lasem. Twój duch będzie tu czuwał. A my zawsze będziemy Cię tu szukali…………………..aż znowu przybiegniesz z radosnym uśmiechem na pyszczku.
Dziękujemy Ci za miłość i wierność którą nas obdarzałaś każdego dnia. Nie jeden człowiek mógł Ci pozazdrościć Twojej mądrości , odwagi i godności za jaką przeszłaś przez swoje psie życie. Nawet w chorobie pokazałaś jak umiesz walczyć, jak chcesz być blisko nas.
Biegaj Agusiu po niebieskich połoninach – do zobaczenia.
… Nie ma odpowiedniego ani właściwego momentu na pożegnanie z najlepszym przyjacielem, razem z nim umiera cząstka nas… świat nie jest i nie będzie już taki sam … pozostaje nam tylko czekać i mieć nadzieję na spotkanie tam … za godne potraktowanie, zrozumienie w tak trudnej sytuacji i możliwość godnego pożegnania.
Pamięci Anais (13.10.2001 – 09.10.2014)
Nasz Dobry, Szary Duchu, nasza Ukochana Anais, obchodzilibyśmy dziś razem Twoje trzynaste urodziny: przyszłaby – ze swoją (i Twoją) Pańcią, Magdą i Panem, Damianem – Twoja młodsza Siostra, Shiva, z którą tak się pokochałyście, rozumiałyście od pierwszej chwili; podzieliłybyście się – jak zwykle – „tortem” mięsno – marchewkowym… Nie ma Cię. Odeszłaś od nas cicho i zbyt nagle, w czwartek, 9 października. Od dwóch dni czułaś się już bardzo źle, nie spałaś w nocy… Rano oblizałaś moją twarz – czułam, że to pożegnanie…
Pamiętamy nasze pierwsze spotkanie: Ty jedyna podbiegłaś do nas, gdy przyjechaliśmy wybrać Psiaka z hodowli, więc wzięliśmy Cię na ręce i zostałaś na zawsze! Skradłaś nasze serca. Wniosłaś w nasze życie mnóstwo radości, bezinteresowną miłość, magię, nauczyłaś nas pokory, pokazałaś, że Pies ma swoje zdanie, zadziwiłaś łagodnością, spokojem, mądrością. Staraliśmy się Tobą jak najlepiej opiekować, uczyć, zapewniać Ci rozrywkę, ale tak naprawdę to Ty pokazywałaś nam, jak żyć, w którym kierunku zmierzać, nadawałaś rytm naszym dniom – byłaś naszym oddanym, wiernym Psem – Przewodnikiem. Ostatni czas, kiedy straciłaś wzrok, nauczył nas, że i my możemy stać się Twoimi przewodnikami – dziękujemy za Twoje zaufanie, które czuliśmy na każdym kroku, w każdej chwili…
Nie ma takiego czasu, który byłby „odpowiedni”, żeby być przygotowanym na pożegnanie Przyjaciela. Nie istnieją takie słowa, które mogłyby oddać nasz ból… Tęsknimy za Tobą, Anais, za Twoim wszędobylskim, wilgotnym i wielkim, wyżlim nochalem, ciepłą, gładką sierścią, za Twoim zapachem, za wspólnymi „przytulakami”, wspólnym – od pierwszej do ostatniej nocy – spaniem, za spacerami, bieganiem po naszej łące, plażach i górach – przemierzyliśmy z Tobą tysiące kilometrów, ale najbardziej lubiłaś górskie wędrówki. Od czwartku nic już nie jest takie, jak było; nagle pozostaje zbyt wiele czasu na wszystko, zbyt bolesna cisza w domu, zbyt wiele myśli w głowie… Wiemy, że czekasz na nas za Tęczowym Mostem, za którym Zwierzęta wypatrują swoich Ludzi. Cudowna nasza Psinko, Przyjaciółko nasza, będziemy Cię kochać do końca naszych dni tu, na Ziemi, a kiedy znów będziemy razem, poprowadzisz nas po tej Krainie, w której teraz jesteś, bawisz się swoją ulubioną piłeczką, zasypiasz na ulubionym kocyku, Krainie, w której nasze serca są razem z Tobą, nasz Kochany Psiaczku. Brykaj, Futrzana Przyjaciółko, po pięknych łąkach, razem ze wszystkimi Zwierzętami, którym dotąd daliśmy dom i całą „Resztą”, której jeszcze nie znamy. Czekaj na nas i nie miej czasu na tęsknotę.
Twoje stado
Za godne, pełne zrozumienia, szacunku przyjęcie naszej Przyjaciółki i nas, za opiekę, jaką nas – mimo nocnej pory – otoczono w Parku Pamięci w Lublinie, dziękujemy z całego serca Panu Łukaszowi Bartkow.
Ewa Deja i Grzegorz Narloch
Przez korytarze myśli i wspomnień, sięgając pamięcią przez zasłony czasu
jesteś wciąż żywy kolorami barwnej akwareli … i tak pozostanie na zawsze …
przyjacielu o najpiękniejszej duszy jaką było nam dane doświadczać każdego dnia.
Ty zawsze wiedziałeś co zrobić kiedy byliśmy smutni, wystarczyło twoje mądre spojrzenie, merdanie ogonem, szczekanie, radosne kulanie na plecach, bezinteresowne wtulenie, trącanie noskiem, mlaśnięcie, westchnięcie by znów dla nas wzeszło słońce, byśmy mogli pojąć, że prawdziwe szczęście trwa zawsze tu i teraz, i że problemy się pojawiają i przemijają i nie warto żyć myślami wiecznie w przeszłości i przyszłości tracąc to cenne bogactwo teraźniejszości z Tobą.
Nasz mały dżentelmen-myśliciel, zerkający z pod swoich bujnych brwi, który nie musiał mówić by wyrazić istotę egzystencji, całym sobą mówiłeś- „Ciesz się życiem jak tylko się da, ono jest zbyt krótkie, kruche i ulotne by tracić je tylko na smutek”. Staramy się pamiętać i nie płakać choć serce rozdarte i jeszcze mocno krwawi.
Staramy się zapamiętać to przesłanie, które nam dałeś i wspominać same dobre chwile
z Tobą i to ile dobrego one dla nas wniosły.
Pamiętamy, że Ty nigdy nie narzekałeś na swój los. Kiedy wzięliśmy cię ze schroniska wychudzonego, skrajnie zaniedbanego z każdym dniem widać było jak kwitniesz i jaką radość sprawia Ci każdy spacer po lesie, zabawy w chowanego, rzucanie patyka, wąchanie kwiatków wiosną, jechanie na tyle samochodu z wiatrem we włosach przy otwartym oknie. Lizałeś nas po policzku swym kołowrotkiem przy każdej możliwej okazji …
to było najpiękniejsze DZIĘKUJĘ jakie mogłeś wyrazić …
dowód prawdziwej, bezgranicznej miłości za którą jesteśmy Ci bardzo wdzięczni.
Nawet w ostatnich dniach dzielnie znosiłeś chorobę i okazywałeś dla nas czułość.
Twój spokój wewnętrzny i prostota bycia była niezwykle głęboka, magiczna i poruszająca.
To było coś wyjątkowego, coś czego nie da się zapomnieć – promieniowało intensywnie
na nas, uspokajało, koiło każdy ból.
Bardzo tęsknimy za Tobą i będziemy pamiętać cię Sucharku do końca naszych dni.
Gdziekolwiek teraz jesteś mamy głęboką nadzieję, że nie cierpisz i jesteś wolny … Miłość do Ciebie przekracza wszystkie wymiary czasu i przestrzeni, a nawet śmierci
i nic nie jest wstanie tego zmienić.
Choć nie możemy sięgnąć w głąb zasłon wiecznej nocy wciąż cię czujemy nawet tak daleko, jednak tak blisko. To jak niewidzialna nić przywiązana do serca i jej drugi koniec idący
w nieznane za horyzont zdarzeń, na drugi brzeg bezkresu wieczności …
Obiecuję Ci, że zajmę się Twoją Pańciusią najlepiej jak będę potrafił i będę strzegł jej spokoju tak jak Ty to robiłeś ukochany piesku. Żegnaj Mikusku …
Za zrozumienie i możliwość godnego pożegnania naszego ukochanego Sucharka dziękujemy Panu Łukaszowi z Parku Pamięci.
Luleczko, bardzo nam Ciebie brakuje!
Byłaś naszą najlepszą Przyjaciółką. Przez 7 lat towarzyszyłaś nam w codziennych sprawach i czynnościach, chodziłaś za nami krok w krok, jakbyś bała się, że znowu się zgubisz…. Nie wiemy co działo się z Tobą, zanim pojawiłaś się na naszej drodze i Cię pokochaliśmy, mamy jednak nadzieję, że życie z nami wynagrodziło Ci każdą krzywdę, jaka Ci się wcześniej przydarzyła.
Wciąż nie możemy uwierzyć, że Cię już nie ma. Czasem słyszę jak ostrzysz pazurki, wydaje mi się, że odsunę krzesło, na którym smacznie śpisz, wciąż jeszcze zamykam drzwi od szaf ;-), wzrok sam ucieka nam w Twoje ulubione miejsca w domu, w nadziei, że znów choć na moment Cię tam zobaczymy.
Kiedy otwieram drzwi od domu, mam wrażenie, że za nimi stoisz i czekasz, tak jak robiłaś to za każdym razem, kiedy ktoś z nas wracał. Niestety nikt już nie wybiega nam na powitanie, nie możemy Cię Luleczko podnieść, przytulić, choćbyśmy bardzo tego chcieli.
W pamięci pozostało nam tyle pięknych wspomnień. Umiałaś nas rozbawić, pocieszyć i wzruszyć. Twoje mruczenie ocieplało nam każdy dzień! Dziękujemy Ci za miłość, jaką nas obdarzyłaś! Wszyscy bardzo za Tobą tęsknimy, za Twoimi zielonymi oczkami, za jedwabistym, ciepłym futerkiem…
Z bezradności słuchamy sobie Twojego mruczenia, oglądamy wspólne filmy, przeglądamy zdjęcia, na których jesteś. Beztroskie, wspaniałe wspólne chwile! Dopiero teraz w pełni się je docenia!
Luleczko, byliśmy razem do końca, ostatni pocałunek, ciepłe słowo, trzymanie za łapkę, zasnęłaś tak spokojnie…
Zadbaliśmy, o to, żeby nasza mała Przyjaciółka została potraktowana z szacunkiem i godnością również po śmierci. Dziękujemy Panu Sokołowskiemu za słuszną i potrzebną inicjatywę stworzenia takiego miejsca dla naszych mniejszych braci! Lulcia dziś wróciła do nas i jej duch będzie już z nami na zawsze.
Nasza Luleczko kochana, kotku, nasz mały futrzasty Druhu, wierzymy, że za Tęczowym Mostem nie brakuje Ci towarzystwa, pudełek, szaf i spacerków. Czekaj na nas, ale nie miej czasu na tęsknotę! Bardzo Cię kochamy, na zawsze już masz miejsce w naszych sercach!
Twoi Opiekunowie- Marta i Darek
Kochana Fredko, byłaś naszym ukochanym pieskiem, najśliczniejszą istotką, najpiękniejszą mordeczką, którą pokochałyśmy od pierwszego momentu, kiedy się spotkałyśmy. Mimo że byłaś z nami tylko półtora roku, napełniłaś nasze życie radością i ciepłem. Byłaś jak promyczek słonka, które swoim blaskiem napełniało wszystko, czego dotknęło i rozweselało szarą codzienność. Wniosłaś do naszego domu tyle radości i uśmiechu. Wszędzie było Ciebie pełno. Lubiłaś wygrzewać się w plamach słońca na dywanie, jeść smakołyki, leżeć w swoim wygodnym łóżeczku i być blisko kochających Cię osób. Będziemy tęsknić za naszymi wspólnymi spacerami w Choszczówce, tupotem twoich słodkich łapek, pięknym wdzięcznym spojrzeniem i wesoło merdającym czarnym ogonkiem. Twoje małe ciałko mieściło tak wielkie serduszko. Powinnaś jeszcze cieszyć się życiem, niestety okrutna i podstępna choroba odebrała nam Ciebie w najmniej spodziewanym momencie. Teraz dom jest pusty i zimny. Cały czas widzimy Ciebie jak siedzisz na parapecie i czekasz na nasz powrót, jak pędzisz do drzwi, by powitać nas radośnie… Jest nam bardzo źle i pusto bez Ciebie, nasza mała droga Przyjaciółko.
Wierzymy, że jesteś teraz wolna od bólu i cierpienia, a nam pozostaje jedynie czekać na spotkanie z Tobą. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach i pamięci. Tęsknimy za Tobą, Fredusiu kochana…
Twoje Panie – Natalka, Magda i Kasia
Za życzliwe i serdeczne podejście dziękujemy Panu Łukaszowi z Parku Pamięci. Dziękujemy również właścicielowi za możliwość godnego pożegnania ukochanego zwierzęcia.
Shivi nigdy nie znajdę słów by powiedzieć Ci dziękuję. Dziękuję za wszystkie nawet najmniejsze chwile, za ciepło, za cud Twojego istnienia. Niestety los sprawił, że nasz wspólny czas był za krótki, choć pewnie nigdy nie byłby wystarczający. Podstępna choroba sprawiła, że rozdzielono nas. Brakuje mi Ciebie bardzo, ale mimo, iż nie mam Ciebie, jesteś wciąż ze mną.
A kiedyś możesz przyjść
gdy zobaczysz mnie
w pełnię księżyca
na spacerze wśród gwiazd
tak samotnie…
Bo chociaż w życiu bywa różnie
Wszystko dookoła dziwne jest
Inie zawsze na tym, co istotne skupiam się…
Może czasem niedoskonała,
dla innych niezrozumiała
“Nasza miłość musi trwać.
I nie ważne, gdzie wtedy Będziesz,
Nie ważne, gdzie będę ja…”
Hermetyczny świat
Byłaś iskierką, promieniem słońca
szczęściem, radością, uśmiechem co dnia
Połową mnie, mojego serca
Które teraz jest zimne
I co dzień-łka
Pustka w duszy, w sercu, w domu
…Nie ważne gdzie, ważne że razem- pamiętasz?
Zawszę będę czekać
rozglądać się
aż wrócisz duszyczko
która z moją tworzy całość…
“Sto tysięcy dni nieskończonego szczęścia
Ja i Ona- cały mój wszechświat”
Kocham na zawsze i dziękuję za wszystko.
Dla mojej Negry-
K
Gabi (3 marca 2006 – 11 marca 2015), zwana przez nas:
Gabcia, Gabunia, Gabcorek, Niunia, Maniunia, Suczunia
dała nam ogromne poczucie bezpieczeństwa, bezgraniczną i bezwarunkową miłość, codzienną dawkę hormonów szczęścia, najcudniejsze i najbardziej żywiołowe powitania, poczucie dumy z mądrości i piękna, zdrowie i radość wspólnych spacerów, podczas których nie my ją pilnowaliśmy, tylko Ona nas. Zawsze czujna i gotowa do obrony. Zawsze wpatrzona w nas z miłością i oddaniem. Najbardziej „ludzki” i czujący pies na świecie.
Dziękujemy Ci, nasza Najdroższa, Najukochańsza i Najpiękniejsza, za Twą cudowną obecność w naszym życiu.
Dzięki Tobie staliśmy się bogatszymi, pełniejszymi i lepszymi ludźmi.
My byliśmy dla Ciebie całym światem, a Ty dla nas tlenem, powietrzem, gorącym i bijącym sercem naszego domu.
Kochamy Cię!
A: Lupo był dla mnie nie tylko psem, ale najlepszym i najwierniejszym przyjacielem, “braciszkiem”, z którym dorastałam. Będę zawsze z uśmiechem wspominać spędzone razem lata i wspólne chwile – zarówno te, gdy był młodym, szalonym psem: kiedy chrapał jak pijany marynarz pierwszego dnia w nowym domu, gdy zjadł buta koleżanki babci, gdy jak ninja cichaczem zdejmował jedzenie ze stołu, jak i te, gdy był już starszy i stateczny: gdy spał sobie z pysiem wciśniętym między poduszki, gdy mimo choroby zawsze znajdował siłę sępić o jedzenie i bacznie patrolować przez okno swój teren. Chociaż widziałam, że bardzo cierpiał przez ostatni czas choroby, miałam nadzieję, że będzie z nami jak najdłużej. I tak było, walczył do końca, bo nigdy się nie poddawał. Nasz mały “fighter”.
H: Gdy jestem sama w domu to jest w nim taka cisza, że aż zaglądam, czy przypadkiem nigdzie nie śpi. Brak mi tupotu jego łapek po panelach. Gdy przynoszę zakupy odruchowo je chowam, żeby nie wsadził w nie pysia. Cały czas wydaje się, że gdzieś jednak jest, pamiętam o spacerach. A gdy wchodzę na klatkę nadsłuchuje, dlaczego nie szczeka. Strasznie smutno bez niego, bardzo mi go brak.
Zawsze będziemy Cię bardzo kochać i nigdy o Tobie nie zapomnimy. Poczekaj tylko na nas za Tęczowym Mostem.
Króliczka miała 5 lat. Nigdy nie chorowała, dopiero w grudniu zaczęły się problemy z zębami, Leczenie które trwało od grudnia nie przynosiło poprawy, postanowiliśmy zabrać ją do specjalistycznej kliniki w innym mieście.
Wszystko zapowiadało się dobrze, zaplanowany był zabieg usuwania zębów pod narkozą. W dniu zabiegu dostaje telefon “Pani króliczek miał zapaść podczas zabiegu, przestał oddychać jednak został reanimowany i teraz leży w inkubatorze, czekamy aż się wybudzi”.
Mijały godziny, Królikowa bardzo powoli odzyskiwała świadomość. Kiedy następnego dnia zaczęła jeść sama miałam wielką nadzieję, że ta tragiczna historia zakończy się dobrze…
Nie stało się tak 🙁 Okazało się, że z powodu zatrzymania oddechu, przestały pracować między innymi nerki. Prosiliśmy Panią doktor żeby walczyła o jej życie do ostatniej chwili… Tym razem walkę przegraliśmy wszyscy.
Teraz żałuję podjętych decyzji, mogłam się tak nie spieszyć.
Czarna Króliczko, tak mi przykro…
Głęboko wierzymy, że czeka cię teraz coś lepszego.
Dziękujemy wszystkim pracownikom Parku Pamięci za ciepłe podejście w tych przykrych chwilach oraz profesjonalną obsługę do ostatniej chwili.
Dziękujemy, że istnieje takie miejsce jak Park Pamięci
RUDUŚ 2002 – 2015
Żegnaj Rudusiu, nic nie ukoi mojego bólu po Twojej stracie. Byłeś zwykłym dachowcem ale jakim pięknym, mądrym i niezależnym. Byłeś i zawsze będziesz w moim sercu najukochańszym stworzeniem. Odszedłeś tak nagle, nikt się tego nie spodziewał.
Dziękuję Ci za te 13 wspólnie spędzonych lat, za to, że byłeś ze mną w trudnych dla mnie chwilach, wiedziałeś kiedy jestem smutna, wówczas zawsze przychodziłeś i kładłeś się obok mnie, dając mi tym samym siłę do dalszych działań. Bardzo mi Ciebie brakuje. Dom nagle zrobił się taki pusty bez Ciebie. Brak mi Twoich powitań jak wracam z pracy, twojej bezgranicznej miłości. Kika wciąż Cię szuka i nie może sobie znaleźć miejsca, jej też Ciebie brakuje. Kotku byłeś po prostu WYJĄTKOWY ! Kocham Cię mój Ruduśku.
Nefinko…bardzo mi Ciebie brakuje! Kiedy Cię znalazłam mieściłaś mi się w kieszeni, miałaś duży łysy brzuszek. Nie wiem, jak ktoś mógł Cię nie chcieć, jak mógł Cię wyrzucić…Ja pokochałam Cię od pierwszego wejrzenia. Przekonałam do Ciebie wszystkich: mamę, wówczas chłopaka- dziś męża, rodzinę. Byłaś ze mną wszędzie. Na uczelniach, w pracy, w sklepie, na wakacjach…Poznałaś moją pierwszą czworonożną miłość Nalę 🙂 Uczyłaś się od niej, jak skraść moje serce, choć wcale nie musiałaś się o to starać. Byłaś, jesteś moim 3 kilogramowym szczęściem, iskierką, która zawsze przytuliła, pocieszyła. Chodziłaś za mną niczym mój cień…potrafiłaś przespać ze mną całą noc wtulona jak byśmy były dla siebie uszyte…brakuje mi tego bardzo! pisząc to wyobrażam sobie Twoje wpatrujące się we mnie oczy…nawet jak broiłaś to wiedziałaś, że Pańcia obroni! Nie myliłaś się. Broniłam zawsze i wszędzie. Taka nasza niepisana umowa 🙂 Nie mogłam obronić Cię przed chorobą. Niestety…Zasnęłaś z nadzieją, że się ponownie spotkamy…spotkamy się…a na razie biegaj z Nalą za Tęczowym Mostem. Wiem, że bawicie się tam doskonale. Pozostaję z Wami w kontakcie…Wy już dobrze wiecie o co chodzi…Dziękuję, że byłyście i jesteście ze mną.
Dzięki Parkowi Pamięci Nefinka będzie ze mną na zawsze – a to jest bezcenne. Dziękuję Wam jeszcze raz
Piękna, wspaniała, dumna, niezależna, opiekuńcza…byłaś… Zalety można mnożyć ale wszystko oddaje jedno słowo – przyjaciel ! Byłaś nim dla nas wszystkich i każdego z osobna.
I będziesz nadal. Gdzieś tam, w krainie szczęścia, bez bólu i cierpienia. Jestem pewna, że biegasz tam za swoją ulubioną piłeczką po wiecznie zielonych łąkach. Ważne, że nadal jesteś z nami. I na zawsze pozostaniesz.
Teri – 12.05.2004 – 14.09.2015
On wróci
Zapłacz
kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to o wiele za wcześnie
choć może i z Bożej woli.
Zapłacz
bo dla płaczących niebo bywa łaskawsze
lecz niech uwierzą wierzący,
że on nie odszedł na zawsze.
Zapłacz
kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.
Potem
rozglądnij się wkoło , ale nie w górę,
– patrz nisko
i – może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko …
* * * * * * * * * * * * *
A jeśli ktoś mi zarzuci
że świat widzę w krzywym lusterku
to ja powtórzę:
on w r ó c i …..
Choć może w innym futerku ….
Pamietam jakby to było dzisiaj,jechałam z synem na Stadion 10-lecia po persa,obeszlismy caly stadion i nic,w koncu podjelismy decyzje ze wracamy do domu.Kierujac sie w strone podziemia do tramwaju stala kobieta z koszykiem a w nim kociaki,zostaly 3 wolne z wygladu zaniedbale i mizerne.Syn zdecydowal ze wezmie wlasnie tego kociaka…juz nie chcial slyszec o persie-“Ten i zaden inny” uslyszalam,niechetnie sie zgodzilam
Kicia okazala sie byc przecudowna kotka o wielkim sercu,kazdego ranka witala nas przytulajac sie i mruczac.Gdy ktos wracal z pracy,ona zawsze byla przy drzwiach,gdy sie do niej mowilo sluchala i odpowiadala miauczac jakby wszystko rozumiala.Uwielbiala syna ciagle siedziala u niego na kolanach domagajac sie pieszczot…czasami mialam wrazenie ze traktuje go jak wlasnego syna nie spuszczala go z oka tam gdzie syn tam i ona,noga w noge wszedzie razem,Nawet gdy cos zbroila i nakrzyczalo sie na nia szla gdzies w kat a za chwile juz byla, nie potrafilismy dlugo gniewac sie na nia.
24 wrzesien-ten okrutny wieczor- Kicia nagle dostaje paralizu tylnych lap,w klinice stwierdzaja zator
Kicia byla z nami przez 13 lat
Kochalismy ja bardzo i nadal Kochamy-w domu pusto a w sercu smutek i zal …
Brakuje nam Ciebie…wróć…
Edyta i syn Kamil.Warszawa
Xena
3 sierpnia 2006 r – 3 maja 2015 r
Nasza kochana Xena się w psiego zmieniła Anioła, zresztą za życia taka była.
Tyle dała swych czarów wszystkim dookoła, że nie zdołała pokonać PNN.
Gdy z domu wychodzę, a Ona jest dziś i tak przy mojej nodze, brakuje mi Ciebie
na każdym kroku, chodzę po pustym domu i wszędzie Cię szukam…
Szukam tych pięknych i wiernych bursztynowych oczu, odgłosu kroków, czekania
na kanapie na mój powrót z miasta.
Gdy byłam smutna, zawsze mnie pocieszałaś i dawałaś buzi po całej twarzy.
Kochałaś życie i wygrzewanie się na słońcu przed domem.Spałyśmy razem w łóżku na poduszce, obejmowałaś mnie we śnie swoimi łapkami…
Byłaś Naszą kochana księżniczką Xeną, naszym szczęściem i radością…
Zostało wszystko po Tobie, twoje zabawki,miski, smycze, ubranka, kocyki, poduszki…
Teraz mamy tylko urnę z Twoimi prochami… I Ciebie w myślach i Naszych sercach…
Ale to wciąż za mało…
Walczyłaś Nasze kochane serduszko do końca, nigdy się nie poddając !!!
Nie możemy pogodzić się z Twoją śmiercią…
Odeszłaś za szybko…
Dlaczego…?
Urodziła się w Lublinie jako Fatima Szara Róża i do Lublina wróciła aby godnie przejść na drugą stronę tęczy. Szesnaście lat cztery miesiące i dziewięć dni radości, troski i zaufania. Tak trudno rozstać się z wiernym przyjacielem ale kiedyś przychodzi ten dzień, pozostają wspaniałe wspomnienia wspólnych chwil i nadzieja, że wytrwale czeka na nas Tam gdzie wszyscy odchodzą.
Do zobaczenia Timko [Ela-Piotr-Grześ-Michał]
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza
***
Pirat, 19.11.2015
Tajga ur.20-03-2007 – zm.10-02-2016
Pies o wielu imionach: Tajga, Taja, Księżniczka, Dziewczynka, Niunia każde z nich znała… Miała być lekiem po śmierci Jej poprzedniczki Alzy. I była. Została nawet lekarstwem na wszystko co złe wokół się działo, akcentem dobrego. Wniosła tak wiele radości w nasze życie. Tak bardzo brakuje Jej pięknych, mądrych oczu wpatrzonych we mnie, Jej całej, kochanej, ogromnej, kudłatej nieodstępującej mnie na krok. Tak bardzo chciałam oszukać czas, oszukać śmierć, zrobić wszystko żeby była z nami jak najdłużej. Nie da się oszukać. Scenariusz życia jest gdzieś zapisany… Nie umiem słowami oddać wdzięczności za to, że była i żalu jaki pozostał… Zostawiła w moim sercu potężną wyrwę z którą trzeba będzie nauczyć się żyć.
“Dokąd idą psy, gdy odchodzą?
No, bo jeśli nie idą do nieba
To przepraszam Cię, Panie Boże
Mnie tam także iść nie potrzeba
Ja poproszę na inny przystanek
Tam gdzie merda stado ogonów
Zrezygnuję z anielskich chórów
Tudzież innych nagród nieboskłonu
W moim niebie będą miękkie sierści
Nosy, łapy, ogony i kły
W moim niebie będę znowu głaskać
Moje wszystkie pożegnane psy”
B. Borzymowska
Dziękuję Parkowi Pamięci za to, że teraz może razem ze mną czekać na to, co zapisane w gwiazdach.
Ewa, Kasia, Kamil Thomas
“Pozornie wszystko jest w porządku,
niczego nie brakuje…
Skąd więc to puste miejsce w kątku,
gdzie nic nie pomrukuje?
Wziął Bóg dwie gwiazdy – małe, złote,
i wyciął kontur z nieba,
i szepnął – będziesz moim kotem,
do szczęścia kota mi trzeba.
I z kotem na kolanach siadł,
i mruknął – tak mi się zdaje,
że raj bez kota – jakbym zgadł –
nie do końca byłby rajem.”- pamięci Jędrusia (2007-2016), wyjątkowego, delikatnego i pełnego gracji, uśmiechniętego kota północy
Mądry, łagodny, dostojny, towarzyski a jednocześnie indywidualista. Kot pacyfista.
Bardzo byliśmy do siebie przywiązani. Pokazywał mi to przywiązanie na każdym kroku. Czy ja mu się odwdzięczałam tym samym? Teraz myślę, że niewystarczająco.
W najtrudniejszych chwilach był moja jedyną radością i pocieszeniem.
Kochał miłością na jaką rzadko stać ludzi, bezwarunkową, bezinteresowną, wolną od egoizmu, aż do śmierci.. wielka miłość i cierpliwość a taka krucha istotka..
Dziękuję Ci Pedro za Twoją miłość.. bez niej moje życie byłoby do niczego.
Zawsze był ważny i kochany ale dopiero kiedy go zabrakło zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo dużo miejsca, uwagi i emocji zajmował w moim życiu, w drobnych codziennych sprawach. Kiedy wracam do domu dziwię się, że mnie nie wita, kiedy zobaczę jakiś cień, kosmyk włosów myślę, że to on. Wciąż spieszę się do domu żeby nie był długo sam.
Nie stawiam szklanki z wodą na stoliku nocnym żeby jej nie przewrócił.
Na każdym kroku wciąż jest a jednak go nie ma.
Oglądam jego zdjęcia, dotykam ekranu ale nie jest jak futerko… i nie ma zapachu, który zawsze mnie rozczulał…
Przyjaciele mi mówią, że żył długo i miał piękne życie. Nigdy się z tym nie zgodzę. Chciałabym móc go kochać i rozpieszczać przez kolejne 16 lat, dać wszystko to czego nie zdążyłam albo nie potrafiłam dać wcześniej…
Jego choroba i śmierć to straszny cios. Walczyliśmy długo i każdy dzień był darem.
Był kiedyś troszkę grubaskiem. Kiedy wiozłam go do lecznicy ten ostatni raz był jak piórko, jakby samo futro…
Po jego odejściu czuję się jakby mi coś amputowano.
Pedro, życie bez Ciebie jest jałowe. Wróć kotku..
„…on wróci, choć pewnie w innym futerku…”
Franciszek Jan Klimek
Afera
znaleziona 08.2009 r. odeszła przez Tęczowy Most 15.03.2016 r.
Afera, Afcia, Afciulek, psina Aferzyna, Mordka, Pyszczek, Księżniczka, Niunia, Niusia, Malutek, Pysia, Mordeczka, Serduszko…..
Najcudowniejsze stworzenie na Ziemi pełne dobroci , przyjaźni, wierności, miłości i serca do wszystkich, którzy się z nią zetknęli.
Psina z “sercem na łapie” rozumna i rozumiejąca bez słów intencje człowieka, przepełniona wiarą w niego,
pomimo krzywdy jaką ktoś jej wyrządził.
Czy można znaleźć na szosie skarb?
Czy można spotkać na swojej drodze cudne stworzenie, które cię pokocha, zaakceptuje bezwarunkowo i bezgranicznie i bez wahania uwierzy w twoje człowieczeństwo i dobroć oraz powierzy ci swoje życie?
Mnie spotkało to szczęście i dziękuję za to losowi, że pozwolił mi przeżyć takie chwile, które zawładnęły moim sercem , umysłem i duszą bez reszty i spowodowały, że brak spojrzenia jej bursztynowych , pełnych bezgranicznej miłości oczu wywoływał niepokój i tęsknotę .
Lecz życie i los są okrutne!
Dają ci coś co cię czyni lepszym i odbierają nie zważając na twoje modlitwy , błagania i łzy…..
Zostaje PUSTKA NIEZMIERNA I BÓL….
To tylko pies,
Tak mówisz?
Tylko pies…
A ja ci powiem…
Że pies, to często więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz.
Popatrz jeszcze raz!
Psia dusza większa jest od psa,
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba,
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostanie jego dusza…
Mojej Kochanej , Najcudowniejszej Aferze…..
Muszka 03/11/2004-26/03/2016
Bardzo nam Ciebie brakuje.
Agnieszka Piechna “Za tęczowym mostem”
Za tęczowym mostem
Wszystko jest proste:
Słonko radośnie grzeje,
Wiatr w nos nigdy nie wieje,
Smakołyki na każdym kroku,
Głaski od świtu do zmroku,
I pyszczki roześmiane,
I ogonki rozmerdane,
I oczy spokojne, radosne
Za tęczowym mostem…
Będziesz cały czas w naszych sercach…
Nasz ukochany Przyjaciel i wspaniały Towarzysz życia Basterek odszedł od nas w wieku 17 lat i 9 dni. Spędziliśmy ze sobą same piękne i radosne chwile. Do naszego domu trafił gdy miał 6 tygodni. Był malutką, puchatą kuleczką z piękną białą krawatką. Od razu się pokochaliśmy. Po latach Basterek wyrósł na mądrego i wspaniałego pieska. Zawsze grzeczny i bardzo wesoły. Wszędzie było Go pełno. Latem uwielbiał zabawy z piłką i spacery a zimą skakanie w zaspy śnieżne. Sztukę żebrania miał opanowaną do perfekcji. Nie sposób było Mu się oprzeć, gdy patrząc na nas swoimi pięknymi czarnymi oczkami prosił o jakiś przysmak. Gdy byliśmy smutni, zawsze przychodził, wylizał łzy i podawał łapę. Od razu pojawiał się u nas uśmiech na twarzy.
Moglibyśmy tak bez końca opowiadać o Jego przygodach i wspaniałych rzeczach które robił przez te kilkanaście lat. To było ogromne szczęście i zaszczyt móc dzielić z Nim życie przez te wszystkie lata. Chwile spędzone z naszym Przyjacielem były najpiękniejsze w naszym życiu. Pełne miłości, przyjaźni i radości. Zawsze rozumieliśmy się bez słów. Kochaliśmy Go całym sercem a może jeszcze bardziej. Basterek był naszym oczkiem w głowie.
W naszych sercach pozostało wiele cudownych wspomnień ale też przeogromny smutek, żal i pustka. Straciliśmy naszego Synia.
Basterku, nigdy nie zapomnimy o Tobie. Zawsze pozostaniesz w naszych sercach.
Żegnaj Przyjacielu.
Chcieliśmy bardzo podziękować Parkowi Pamięci a szczególnie Panu Grzegorzowi, który pomógł nam godnie pożegnać Basterka.
Jednak spędzić z kimś dziesięć lat to tak jakby liczyć ten czas podwójnie.
Dziesięć lat temu w naszym domu pojawiłeś się ty Bobiku nasza iskierko szczęścia.
Stałeś się naszym spoiwem, członkiem rodziny do którego wszyscy lgnęli. Miałeś w sobie tyle radości i chęci do zabawy!
Nie pozwalałeś pościelić łóżka, dopóki się w nim nie wyleżałeś i nie dostałeś kiełbaski.
Ręczniki nie mogły wisieć na poręczy od piekarnika, bo zaraz je porywałeś i nie oddawałeś dopóki nie było okupu – plasterka kiełbaski.
Kapcie musiały być na stopach lub na parapecie, czy w szafce, bo też padały Twoją ofiarą. Nie byłeś łaskaw nawet dla poduszek babci.
Drzewa i krzewy musiały być ogrodzone, bo zaraz kopałeś dołki.
Wymieniam te psoty, bo tak bardzo nam ich brakuje. Teraz, gdy Cię nie ma, żałuję, że nie porywasz moich kapci, czy ręczników.
Pamiętam, jak zrywałeś się na słowo „spacer”. Jak byłeś w trzy sekundy gotowy do wyjścia, jak radośnie merdałeś ogonkiem.
Pamiętam jak wygłupialiśmy się, w całym domu słychać było twoje radosne szczekanie.
Pamiętam też, jak grzecznie leżałeś, gdy trzeba było wyciągnąć kleszcza.
Jak ufnie czekałeś na zdezynfekowanie rany.
Gdy wiedziałeś, że trzeba posmarować uszy czy wlać krople do oczy, a Ty wiedziałeś, że to dla Twojego dobra.
Wreszcie nasz ostatni wspólny wyjazd, kiedy zaimponowałeś nam wszystkim.
Pojechaliśmy na drugi koniec Polski, dzielnie zniosłeś ponad sześciogodzinną jazdę samochodem, by móc wyszaleć się na wsi. Pamiętam jak radośnie biegałeś i poznawałeś nowe otoczenie i nowe zapachy.
Wiem, że byłeś dumnym psem myśliwskim, ale dopiero tam, kiedy nie mogliśmy znaleźć naszego kota – Twojego młodszego kumpla, udowodniłeś nam, jaki z Ciebie zawodowiec!
Znajdowałeś go bez problemu, w ciągu zaledwie kilku minut, gdzie my nie mogliśmy sobie z tym poradzić przez cały wieczór.
Bobiku, byłeś kochanym członkiem naszej rodziny, naszym Przyjacielem, ale też przyjacielem naszego kota.
Dzień: 23. maja 2016 r. pozostanie na zawsze w naszej pamięci, jako data Twojego nagłego odejścia.
Pozostaniesz na zawsze w naszej pamięci.
Pozostaniesz naszym ukochanym urwisem.
Jacky 02.03.2014 – 15.06.2016 [*]
Ty Nasz wulkanie energii, Nasz kochany grubasku… Przewróciłeś Nasze życie do góry nogami pojawiając się w nim, a teraz zabrałeś ze sobą cząstkę Nas. Strasznie Nam Ciebie brakuje, a ból jest nie do opisania. Kochamy Cię !!!! Na zawsze będziesz w Naszych sercach !!!!
Kochana Żolciu,
Pojawiłaś się w naszym domu dwa lata temu nieoczekiwanie, porzucona i skrzywdzona przez ludzi pozbawionych serca. Mimo to, a także na przekór senioralnemu wiekowi i problemom zdrowotnym wniosłaś w nasze życie tak wiele radości, ciepła, obdarzyłaś nas zaufaniem i miłością, stałaś się członkiem naszej Rodziny, naszym cudownym Przyjacielem. Kochałyśmy Ciebie ogromnie i wiedz, że zawsze będziesz zajmować ważne miejsce w naszych sercach, w naszej pamięci. Mimo, że bezlitosna śmierć zabrała nam Ciebie, a ból, smutek i tęsknota zagościły w naszym domu, to dzięki Animal Park powróciłaś do nas w NIEBIESKIM SERDUSZKU i jesteś znowu z nami.
Małgorzata i Mirosława z Krakowa
AURELUNIA 2003-2016
Moja najdroższa Kocinka, najwierniejsza Przyjaciółka, mój koci Skarb, mój Kwiatuszek.
Przepiękna, niezwykle mądra i inteligentna. Wielka indywidualistka, ale jednocześnie zawsze była przy mnie, stale towarzyszyła mi w każdej czynności. Cieszyła się moją radością, smuciła się moimi problemami. Swoimi przepięknymi i mądrymi oczami mówiła mi: “Nie martw się, jestem przy Tobie”. Od pierwszego dnia naszej wspólnej drogi zawsze mnie słuchała, spełniała moje prośby. Uwielbiała bawić się ze mną, gonić po całym mieszkaniu. Tak bardzo cieszyła się mną, gdy wracałam do domu – czekała na mnie na oknie, a potem pod drzwiami. Dzięki temu chciało mi się wracać. Przez prawie 13 lat każdego dnia byłyśmy razem, wszędzie razem wyjeżdżałyśmy. Bardzo lubiła podróżować, była bardzo grzeczna w pociągu i w taksówkach, doskonale się czuła w nowych miejscach. Była ciekawa świata, kochała pieski.
Cieszę się, że doceniałam każdy nasz wspólny dzień, że kochałam Ją najbardziej, jak tylko mogłam, że wyszukiwałam najlepsze kąski, bo była wielkim niejadkiem. Że szanowałam Jej indywidualność.
Najdroższa Aureluniu! Dziękuję Ci za prawie 13 wspólnych lat. Za to, że od pierwszego dnia obdarzyłaś mnie wielką miłością i zaufaniem, że zawsze wczuwałaś się w mój nastrój i potrafiłaś mnie rozweselić. Że tak bardzo ceniłaś moją obecność, że codziennie czekałaś na mnie i tak bardzo cieszyłaś się mną. Że doceniałaś wszystko, co robiłam dla Ciebie.
Myślałam, że jeszcze przez całe lata będziemy razem, ale choroba mi Cię zabrała. Dlaczego akurat teraz? Nigdy nie znajdę odpowiedzi ani ukojenia mojego bólu.
Mój Aniołku! Wierzę, że jesteś teraz z Misiunią, Milanusiem i naszą Mamą. Zawsze bądźcie razem, opiekujcie się sobą nawzajem, bawcie się z innymi zwierzątkami. I czuwajcie nade mną. Stale opowiadałam Ci, jak wspaniałymi pieseczkami była Misiunia i Milanuś, bo nigdy o Nich nie zapomniałam i nie zapomnę. Teraz do wspomnień o Nich dołączą moje wspomnienia o Tobie – mojej wspaniałej i kochanej Koteczce. Jesteście częścią mnie i zawsze będziecie istnieć w moim sercu, duszy i pamięci. Tak bardzo kochałam Waszą trójkę, a Wy tak bardzo kochaliście mnie. To najwspanialsza rzecz, jaka spotkała mnie w moim życiu.
Pa, Moja Kochana Aureluniu.
Bardzo dziękuję Panu Grzegorzowi, Panu Łukaszowi i Panu Dawidowi z Parku Pamięci za wsparcie, życzliwość i profesjonalizm w tak tragicznej dla mnie chwili.
Jolanta
Kochany Mogli, nauczyłeś mnie bezwarunkowej miłości.
Pokazałeś, że cztery łapki i mądre, wyrozumiałe spojrzenie może lepiej pomóc niż tysiące słów wypowiedzianych przez ludzi.
Doskonale pamiętam pierwszy raz kiedy Cię spotkałam i od tamtej pory zaczęła się nasza wspólna podróż. Miałeś wtedy całe trzy lata i byłeś bardzo rozrywkowym, energicznym kotem.
Wiem, że nie zawsze byłam wzorową osobą, wiem, że miałam chwile słabości i zapewne nie zawsze potrafiłam docenić spokój jaki niosłeś ze sobą.
Nigdy jednak nie wpłynęło to na moją miłość do Ciebie.
Dorastałam z Tobą przez 13 lat i w tym czasie pokazałeś mi najpiękniejsze strony przyjaźni, miłości i zażyłości.
Stoczyłeś bardzo wyczerpującą walkę, kiedy miałeś udar.
Poradziłeś sobie z nim jak prawdziwy bohater. Pozwalałeś na kroplówkę, samodzielnie wspinałeś się po poduszkach i każdego dnia czułeś się coraz lepiej.
Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będziesz musiał zmagać się z bólem i w takich okolicznościach przyjdzie mi Cię żegnać.
Podróż w tę pamiętną noc była absolutnie najgorszą w moim życiu. Lecz nie straciłam nadziei ani na chwilę, wiedziałam, byłam pewna, że wrócę po Ciebie następnego ranka.
Los jednak zdecydował, iż nadszedł czas na nasze rozstanie.
Od tamtej pory ani ja, ani żaden człowiek, który z Tobą przebywał nie jest taki sam.
Twoje odejście pozostawiło w moim sercu niemożliwą do wypełnienia pustkę.
Kochałam Cię najbardziej na świecie i nigdy się to nie zmieni.
Dziękuję Ci Mogli za najpiękniejsze lata mojego życia. Dziękuję za miłość i ciepło jakie dawałeś, gdy kładłeś się na mnie.
Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach i wierzę, że kiedyś znów się spotkamy.
03.05.2000 – 06.03.2016
Moja kochana Niusieńko tak bardzo Cię kochamy i zawsze będziemy kochać,jesteśmy w takiej rozpaczy. Byłaś dla nas wszystkim co najdroższe, dałaś nam tyle miłości i radości,
a teraz ta straszna pustka,uczestniczyłaś tak bardzo w naszym życiu.Odeszłaś niespodziewanie, mogłaś być z nami.
Byłaś z nami tak blisko, nie opuszczałaś nas na krok, wszędzie byłaś z nami,wszystko robiłyśmy razem.A teraz nie patrzysz jak jemy śniadanie,nie wychodzimy razem na taras, nie śpimy razem.Tak pamiętamy Twój zapach- najcudowniejszy, nie całujemy Cię, nie witasz nas w drzwiach, a ja tak wypatruję
mojego kochanego łepeczka..zostawiam wszędzie uchylone drzwi
tak jak lubiłaś.Codziennie z Tobą rozmawiam, ale ból jest przeogromny.Bardzo się winimy,że poszliśmy do tej kliniki,ale
chcieliśmy dla Ciebie dobrze – wybacz nam proszę.KOCHAMY CIĘ NAJMOCNIEJ.bardzo wierzę, że spotkamy się za tęczowym
mostem i już na zawsze będziemy razem.Twoja Pańcia Ewa
“Ci których kochamy nie umierają nigdy,
bo miłość to nieśmiertelność”
Zacytuje jedną z pań która jakiś czas temu pięknie to ujęła tracąc swojego wspaniałego przyjaciela :
“Byli jak wiatr w wichrowych wzgórzach, zawsze obok i wpatrzeni w siebie; nieważne co i kiedy wydarzało się. Zawsze trwali w swojej miłości… do tej chwili.”
Jimi ode szłeś od nas zbyt szybko,
zginąłeś śmiercią tragiczną ale wiedz że na Zawsze wpisałeś swoją historię w nasze serca , bardzo za tobą tęsknimy
Pogrążona w smutku i żalu Rodzina .
Kochany Puszku! Gdy przyniosłem Cię jako malutkiego szczeniaczka do domu to nie sądziliśmy,że będziesz w przyszłości kimś dla Nas najważniejszym. Zawsze byłeś przy Nas w każdej chwili podtrzymując Nas na duchu. Wiele razy też uratowałeś Nam życie. Byłeś przy Nas w radości i cierpieniu jak na prawdziwego przyjaciela przystało. Twoja bezinteresowna, szczera i wierna miłość towarzyszyła Nam przez 15 lat Twojego życia. Nikt inny nie potrafił Nas tak pięknie, radośnie i szczerze witać. Gdy było smutno przychodziłeś, przytulałeś się i kładłeś swój śliczny łepek na kolana patrząc swoimi mądrymi oczkami. Zlizywałeś łzy i zaczepiałeś łapką, gdy ktoś płakał. Zawsze pilnowałeś Nas i spędzałeś z Nami wiele czasu towarzysząc Nam całymi dniami i nocami. Mogliśmy powierzyć Ci wszystkie swoje tajemnice. Do ostatnich swoich dni byłeś zawsze z Nami a My będziemy z Tobą mając Cię w sercu i wspomnieniach. Kochamy Cie Puszku Ty Nasz szeryfie!
R.I.P KLEOPATRA, Ukochana kicia. Dziękuje, że wytrzymałaś ze mną przez 16 lat. Często byłaś jedynym powodem dla którego chciałam wracać do domu. Nie znajdę na tym świecie drugiego tak ślicznego kociego pyszczka, byłaś wyjątkowa.
”Bo nikt nie kocha
Mocno tak jak kocha kot
Nawet ja sam
Nie potrafię kochać tak
Czy to nie wstyd
Że zwyczajny mały kot
Ma serce większe od najlepszych z nas.
I nawet biskup, premier, stanu mąż
Choć o miłości rozprawiają wciąż
I siwy guru z hasłem Peace and Love
Nie maja startu, kiedy kocha kot.
W porządku jesteś, choć nie tak jak kot
Ty kochasz za coś, bez warunków on
Z każdej godziny wyspowiadasz mnie
A on nie pyta, po co, z kim i gdzie
Czy to nie absurd, że zwykły mały kot
ma więcej uczuć niż poetów stu
I lepsze wiersze układa co noc
Taki mruczący, zwykły mały kot”.
Redakcja – Tak jak kot.
Filemonku, byłeś największym szczęściem jakie nas w życiu spotkało. Zbyt szybko zabrał Cię okrutny los. Pozostały ból, smutek i niewyobrażalna tęsknota. Dziękujemy Ci Koteńku za te cudowne 8 i pół roku, które uczyniłeś najszczęśliwszymi w naszym życiu. Filuniek, byłeś najbardziej wyjątkowym kotem jakiego spotkałam, każde zwierzę kochamy i dbamy o nie, ale Ty zajmowałeś w naszych sercach specjalne miejsce. Nigdy nie wybaczę Bogu, że tak szybko nam Cię odebrał.
Ewa z rodziną
Tristanku….Serduszko moje…..miesiąc temu odszedłeś za Tęczowy Most…nauczyłeś mnie kochać – cierpliwie, łagodnie, wiernie…byłeś Czystą Miłością….wierzę mocno, że biegasz teraz radosny ze swoimi kocimi rodzicami po zielonych łąkach i wąchasz kwiaty, które tak lubiłeś…..wiesz, że jesteś w moim sercu na zawsze….i wiesz, że już niedługo znów będziemy razem, tak jak Ci obiecałam tamtego ostatniego dnia…i nikt i nic już nas nigdy nie rozłączy….kocham Cię Serduszko <3
NIUTON
ur. 22 listopada 2000 r., zm. 13 listopada 2016 r.
Sama miłość, dobroć i łagodność na czterech łapach.
Dziękuję za osiem najszczęśliwszych lat mojego życia, za morze bezwarunkowej i bezgranicznej miłości, którą otrzymałam, za powitanie każdego dnia, za kocie buziaki i przytulanki, za całkowite zaufanie do mnie, za wierność i oddanie, za bycie przy mnie. Za cały ten krótki czas spędzony razem.
BESSI Tuches Yorkshire terrier… nasze Szczęście!
Bessi to moja miłość, która pojawiła się u nas w domu w marcu 2005 roku jako 7 tygodniowy szczeniaczek. Od tego momentu moje życie zaczęło kręcić się wokół tej małej istotki. Była radosnym i pełnym energii pieskiem… ciekawa wszystkiego… z niespożytymi pokładami sił do wiecznej zabawy i pogoni za ulubioną piłeczką.
Szybko stałyśmy się nierozłączne. Gdzie ja tam i ona. Wspólne spacery, wyjazdy na wycieczki, rodzinne uroczystości, chodzenie do pracy, każde wakacje… spacery brzegiem morza… kopanie w piasku… wyjazdy w góry… zabawa na śniegu… Mówi się, że mały piesek lubi być noszony na rękach… nie ona, Besik zawsze chciał dreptać na własnych łapkach. Kiedy chciałam jej trochę ulżyć, gdy np. szliśmy doliną Kościeliska i wzięłam ją na ręce, ona od razu wyrywała się, by śmiało biec do przodu o własnych siłach. Dzielny Tygrys w małym ciele. Gdy nadeszło lato uwielbiała się „opalać” tak jak jej pani ;-), nawet w domu jak tylko wyszło słońce układała się przy wejściu na balkon, by łapać promyki.
Była cudownym, pełnym energii i woli życia pieskiem. Grzeczna i usłuchana. Wystarczyło jedno moje spojrzenie, a ona już wiedziała o co chodzi. Była malutką, piękną damą, która zawsze potrafiła się zachować, a jednocześnie pełną wigoru i chęci do zabawy. Wszechobecna i bardzo wszystkiego ciekawa… I stale… niezmiennie i bez względu na okoliczności wpatrzona w swoją panią. Ta niesłychana wierność, wielkie serce i oddanie bez reszty czyniło ją tak wyjątkową! Ogromne serce ukryte w małym ciałku, duże mądre oczka i stale merdający ogonek to była Bessi- moje codzienne szczęście. Była ze mną zawsze towarzysząc w wesołych i smutnych momentach mojego życia. Dawała radość nie tylko mnie, ale poprzez swoją ufność i otwartość do wszystkich powodowała uśmiech na wielu twarzach… Besik- malutki piesek, który kochał wszystkich. Zawsze z wielka ekscytacją witała gości pojawiających się w domu, a idąc w odwiedziny do kogoś, nie mogła się doczekać, kiedy otworzą się przed nią drzwi. Uwielbiała towarzystwo… najchętniej takie, które porzuca jej piłeczkę 😉 Ale lubiła też odpoczynek… łóżeczko… podusia i drzemka.
Była moim przyjacielem, który stąpał za mną krok w krok… przyjacielem na dobre i złe. Besik to najwspanialsze co mogło mnie w życiu spotkać… decyzja o jej zakupie była najlepszą jaka podjęłam. Mój pierwszy piesek… wielkie szczęście, maleństwo z ogromnym sercem… do końca walczyła, by być z nami. Przez 11 lat i 9 miesięcy była promyczkiem, który rozjaśniał szarość dnia codziennego… i pomimo jej wielkiego hartu ducha, woli życia, siły i moich starań to światełko zgasło na zawsze… za szybko! Teraz została tylko pustka, której nic nigdy nie wypełni. Nikt jej nie zastąpi. Cisza… brak tupotu małych łapek… nikt nie biegnie, gdy otwieram drzwi… nie wita merdając ogonkiem… nikt nie domaga się rzucania piłeczki… nie prosi o przysmaki… nikt nie idzie obok na spacerze… nikt nie leży obok na podusi… nikt nie czeka w kuchni na jedzonko… nikt nie przybiega, gdy coś się dzieje… i nikt nie przychodzi, by się przytulić… Pustka… Tylko tyle.
Besiczku! Byłaś najukochańszym pieskiem! Dziękujemy Ci za miłość, którą nas obdarzyłaś. Dałaś nam mnóstwo szczęścia i już na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci! Wspomnienia o Tobie będą stale nam towarzyszyć! Przytulam Cię jak zwykle- najmocniej na świecie! Zawsze będę Cię kochać! Do zobaczenia mój Pieseczku!
Kłopot nie był zwykłym psem.
Zreszta- nie ma zwykłych Psów. Foksterier mylony z pudlem. Niejednokrotnie nazywany owieczką. Nieważne. Kochałam Go całym sercem. Cieszyłam się, płakałam roniąc łzy w jego kędzierzawą sierść.
Kłopot lubił uciekać. Chodzić swoimi ścieżkami. Nieraz był wyzywany od łajz, ale za każdym razem szukany z duszą na ramieniu. Przecież takiego Przyjaciela nie można stracić. Wracał. Zszargany,brudny o wątpliwej woni, ale zawsze był.
Kłopot..jak inaczej nazwać stworzenie,które przywieziono nam w kartonowym pudełku w najmniej odpowiednim momencie. Białej, małej nieporadnej kulce ulewał się pokarm, Jamniczka Zulka nie chciała nawet słyszeć o nowym lokatorze, nie zawsze było różowo. Został. Wypieszczony, ukochany Pies. Zapomniałam, że jest Psem. Towarzyszył mi zawsze. Biegał z Tatą po lesie, a kamień był dla Niego ukochaną zabawką. Łączyła nas niezwykła wieź. Kochał ruch, przestrzeń, spacery.
Kiedy nagle odszedł ukochany Tata, stał się ciepłym połączeniem przeszłości z dzisiaj, z trudnymi chwilami, z którymi przyszło się zmierzyć. Razem było łatwiej. Wiedział o mnie wszystko. Ufał mi i czuł się przy mnie bezpiecznie. Ja też mając Go obok czułam się spokojna.
Przyszły dni, kiedy odeszła Zula, zabrakło Taty, przyszedł czas na przeprowadzkę. Klopsik okazał niezwykłą wierność. Mimo dużych zmian nie buntował się. Chciał być przy mnie, niezależnie od miejsca.
Kamień cieszył do końca. Z wywalonym różowym językiem ganiał ponad swoje siły, przynosząc ciągle tą samą zabawkę. Byliśmy nad morzem, nad jeziorem. Mieliśmy zwiedzić razem cały świat. Jednak Kłopuś zaczął coraz bardziej lubić wtulać się w pachnącą pościel, przytykać nos do ludzkiej dłoni.
Miało być wszystko dobrze,ale..znalazłam kolejnego guza. Guz w małym ciałku mojego kochanego Psa. Zadrżałam. Zrobiłam wszystko. Cztery operacje, leki, wszystko stało się tak szybko. Usłyszałam w końcu, że nic więcej się nie da. Nie da się. Opieka paliatywna, każdy dzień i każda noc przy Przyjacielu. Musiałam to przerwać. 12 lat (2004-20.12.2016) najpiękniejszej przyjaźni. Zrobiłam to z miłości, bo już nic więcej nie mogłam mu dać.
Ostatni dzień był nasz. Dla nas. Zaciskałam mocno zęby, żeby nie pokazać mu smutku. Wszystko wyjaśniłam. Był spokojny, a ja tuliłam Go do ostatniego tchu. Znów pękło mi i tak polepione już serce.
Teraz przypominam sobie, wchodząc do domu, merdającą krótką kitkę. Z uśmiechem na twarzy wspominam każdy dzień. Tak. Psy maja jedną, dużą wadę. Żyją za krótko, ale czas, który dajemy sobie wzajemnie to ogromna lekcja. Oddania, empatii, cierpliwości, odpowiedzialności. Za te lekcje dziękuję mojemu Psu.
I dziękuję Wam, Animal Park za zrozumienie, współczucie i pośrednią pomoc w pożegnaniu się z Kłopotem. Na takie pożegnanie zasługuje każdy Przyjaciel.
Chcę wierzyć, że Tęczowy Most istnieje, a Ty, Fofulku jesteś w najlepszym Towarzystwie. Przecież..jeszcze się spotkamy.
Kocham Cię, Kłopotku- Ida
ZOE – 2005/07.11.2016
Moja Zoe, moja kochana kotka, tak żałuję, że odeszłaś tak szybko i za wcześniej – 10 lat z Tobą minęły jak jeden dzień – byłyśmy razem bardzo szczęśliwe – teraz mi pozostaje smutek i wyrzuty sumienia, że nie zauważyłam twojej choroby z nerkami wcześniej i nie udało mi się Ci uratować lub przedłużyć twoje życie jeszcze trochę. Byłaś dla mnie małym słońcem, słodką małą istotą, która czekała na mnie i była zawsze obok mnie, kiedy wracałam do domu. Tyle wspomnień – wszyscy strasznie tęsknimy za Tobą – będziesz w moim i naszym sercu na zawsze. Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwa w królestwie kotów i że znowu będziemy razem pewnego dnia. Dzięki Animal Park mam wrażenie, że nie odeszłaś całkowicie… Jesteś w moim sercu do końca mojego życia… Kocham Cię!
Nasza Kochana Besi dała nam wiele radości pozostając wiernie u naszego boku od 19.02.2007 r. do 04.12.2016 r., była z nami 9 lat 9 miesięcy i 13 dni, odeszła po ciężkiej chorobie 04.12.2016 r. o godzinie 11:16. “Zawsze wiernie Wam służyłam, teraz ciało już zmęczone. Oczy gasną, uszy słyszą głos, który w inną wzywa stronę. Muszę pójść po moście z tęczy, gdzie kraina jest daleka. Tylko nie płaczcie po mnie proszę, będę tam wiernie na Was czekać” – Wasza Besi.
09.12.2016 umarł MÓJ ukochany pies Frugo, przeżyliśmy razem dwanaście szczęśliwych latek.
Zuzia, Twoja koleżanka, którą przyjąłeś dwa lata temu do Swojego domku z dumą i wielką precyzją robi to czego Ją nauczyłeś:-)Możesz kochany MÓJ piesku spać spokojnie, bo dobrze wykonałeś swoje zadanie.
Frugusiu kochany, byłeś wspaniałym kochanym urwiskiem, którego nigdy nie zapomnę, pozostaniesz w moim sercu na zawsze. Wierzę i wiem, że się spotkamy i znowu będziemy razem.
Dziękuję wszystkim a w szczególności Panu Dawidowi Kaczanowskiemu za profesjonalizm,empatię i za to, że Jesteście, bo to bardzo ważne w takich chwilach. Monika
W 2007 roku w sylwestrową noc przybłąkał się do nas brudny, wychudzony i zapchlony. Otrzymał imię, które sobie przyniósł-Sylwester. Był ślicznym szczeniaczkiem jeszcze z mlecznymi kłami, nasza ukochana sunia Fatima przyjęła go jak własne dziecko i matkowała mu. Junior tymczasem dorastał i przybranej mamie dawał w kość zaczepiając ją zmuszając do ruchu. Zabawom nie było końca. W 2017 już od nas niestety odszedł rankiem 7 stycznia. Teraz pewnie hasa z Fatimką po niebiańskich łąkach.
Byliśmy razem 11 lat i 7 miesięcy. Dziś już nikt nie czeka na mnie w domu.
Psie łóżko leży puste, w misce zostały resztki jedzenia, obroża i smycz leżą nietknięte, a na podłodze widzę jeszcze ślady po ubrudzonych łapkach po spacerze w deszczu. Budzę się codziennie i zastanawiam gdzie jesteś i czy niczego Ci tam nie brakuje.
Hamer był moim pierwszym przyjacielem, w który zakochałem się po uszy i mam nadzieję że z wzajemnością.
Dzięki pomocy pani Kasi, z hodowli w której zakupiłem Hamcia, oraz mojej Basi, uczyłem się podstaw opieki i wychowania Hamerka. Szczepienia, badania, kurs posłuszeństwa, żywienie, akcesoria itd, itp. To wszystko było pierwsze i nowe w moim życiu.
Dla niego też. Bawiliśmy się świetnie i wzajemnie poznawali. Nauczyłem się rozumieć jego potrzeb a nawet humorów co było doskonałe bo odkryłem że tak naprawdę specjalnie się nie różnimy, Hamer stał się mi totalnie bliski, był najważniejszy. Gdy nie byliśmy razem ze względu na moja pracę i rożne inne obowiązki, myślałem o nim i nie mogłem się doczekać aby być z nim, pogłaskać, przytulić, poczuć jego wspaniały zapach. Mieliśmy w miarę szczegółowy plan dnia – mniej więcej co cztery godziny byłem w domu i wreszcie wspólny spacer, czesanie, zabawa. Spacery z Hamerkiem były też momentem do oderwania się od szaleństwa i pogoni życia, spojrzeniem na otoczenie z innej perspektywy -wszystko może wyglądać inaczej i nie jest zero jedynkowe. Ale przyszedł też czas na dolegliwości Hanera – przeżywałem je z takim samym bólem i troską jak nasze ludzkie kłopoty. Więcej jednak było radości, wypadów w Bieszczady do naszego domku, pierwsze kontakty Hamerka z wodą, za którą nie przepadał – wchodził tylko do momentu gdy woda dotarła do jego brzuszka wycofywał się , za to uwielbiał wielogodzinne wędrówki po lasach, spoglądanie na świat z góry i w oddali. Uwielbiał też śnieg, bieganie i tarzanie się. Zaprzyjaźnił się z naszym kotkiem Burusią, która nauczyła go respektu do siebie głaskając go swym pazurkiem po nosku od tego czasu byli kumplami bez mani wyższości. Hamer dał mi maksymalną dawkę miłości, wystarczyło że spojrzał na mnie, zamerdał ogonem, przytulił się, czasem pomarudził i pomruczał i to wystarczyło , oboje wówczas wiedzieliśmy że jest nam fajnie i ze jesteśmy szczęśliwi.
Hamer miał dziewięć lat, bez trzech miesięcy, gdy odszedł. Chodził z trudem, kiwał się, wywracał, co raz częściej nie mógł samodzielnie wstać na nogi. Długie leczenie nie przynosiło radykalnej zmiany jedynie coraz bardziej płonną nadzieję że będzie lepiej. Nie było. Chciałem żeby był, po prostu był, ale to było moje małe ja a on cierpiał samym faktem swego uzależnienia od mojego podnoszenia go i znoszenia ze schodów. Miał świadomość że nie jest dobrze, był smutny, ja bezradny i oszalały przeczuwając najgorsze. I stał się . Wszyscy pocieszają mnie że była to słuszna decyzja bo nie przedłużała jego cierpienia. Nie mogę sobie jednak tego wybaczyć, żałuje każdej chili w której mogłem nieraz być z Hamerem a przedkładałem swoje potrzeby nad kontakt z moim najlepszym przyjacielem, przyjacielem który przez swoje całe życie nie wypowiedział ani jednego słowa a mówił tak wiele. Hamerku wybacz mi że czasem cię zawiodłem ale jestem tylko małym człowiekiem zabłąkanym w swych pragnieniach i marzeniach. Bardzo Cię kochałem i zawsze będziesz ze mną i przenigdy Cię nie zapomnę . Tak trudno bez Ciebie, wszystko straciło kolory, stało się nie istotne i brudne i beznadziejne. Muszę żyć z tym bólem a cokolwiek się zdarzy nie wróci tego co było . Żegnaj mój przyjacielu, żegnaj HAMERKU. Andrzej
~ Fidelitatis et remissionem discere a cane…~ – Wierności i przebaczenia ucz się od swojego psa…
Drogi Cadillacu, miłości mojego życia, trudno słowami wyrazić ból, jaki pozostawiłeś po sobie odchodząc 13.01.2017r. za Tęczowy Most. Nie tak wyobrażałam sobie nasze rozstanie, nie sądziłam, że może stać się to tak szybko… przecież miałeś dopiero 9 lat! A jednak! Podstępny nowotwór mózgu zabrał mi Ciebie, zabrał moje największe marzenie, najcenniejszy skarb, jaki posiadałam.
Wierzę, że Twoje obecne życie jest dużo lepsze, niż to nasze marne, ziemskie… wierzę, że doświadczasz teraz samych radości. Znów sprawny, znów pełen sił i energii gonisz po niebiańskiej łące wszystkie koty i odkurzacze. Wierzę, że nie musisz dbać już o dietę, a Twoich ulubionych smakołyków masz zawsze pod dostatkiem.
Dziękuję Ci Przyjacielu za te lata, w których wiernie mi towarzyszyłeś. Za to, że byłeś blisko mnie zawsze wtedy, gdy tego potrzebowałam. To Ty dawałeś mi siłę, by walczyć z trudami dnia codziennego. To Ty dawałeś ukojenie w ciężkich momentach. To Ty pocieszałeś mnie i osuszałeś łzy w chwilach cierpienia. To Ty zawsze w zniecierpliwieniu czekałeś na mój powrót do domu i bezbłędnie rozpoznawałeś autobus, którym wracałam. I to Ty zawsze witałeś mnie z takim entuzjazmem, że chyba nie widziałam większego. Zapatrzony we mnie i zakochany nigdy nie opuszczałeś mnie ani na krok.
Dzięki Tobie stałam się lepszym człowiekiem…bo to Ty – Pies – nauczyłeś mnie cierpliwości, wierności, przebaczania, a przede wszystkim bezgranicznej miłości. A cytat “Fidelitatis et remissionem discere a cane” wyryty jeszcze kilka lat temu na mojej obrączce na Twoją cześć zawsze mi o tym przypominał. I nadal będzie… ale teraz będzie też boleśnie przypominał, że Ciebie już nie ma.
Dziękuję Ci też, że pomyślałeś o mnie, bym nie została sama, kiedy odejdziesz. Dziękuję Ci za ten cud, jakim stały się narodziny Twoich dzieci, zanim jeszcze choroba zawładnęła Twym życiem. Mitsubishi, choć nigdy nie będzie taki jak Ty, coraz bardziej zaczyna Cię przypominać. Dziękuję Ci za tą iskierkę radości, która choć odrobinę łagodzi ból po Twojej stracie.
Do zobaczenia, czekaj tam na mnie Skarbie!
Biszkopt. Przyszedł do nas znienacka i całkowicie skradł nasze serca. Bisio mimo swojej choroby do ostatnich chwil merdał ogonkiem gdy nas widział. Był dobrym duchem naszego domu. Nigdy nie zapomnimy o jego głośnym chrapaniu i mlaskaniu przez sen, nieopanowanym podekscytowaniu gdy słyszał słowo “spacerek” i obecności przy nas we wszystkich chwilach, tych radosnych i smutnych.
Tęsknimy Zającu Poziomko, Jack’u Strong, Mańku albo po prostu nasz kochany Biszkopciku.
Sara, 26.02.2017
Dziękuję Ci za wszystkie cudowne lata, które spędziłyśmy razem, za najpiękniejsza i najczystszą miłość, którą mnie obdarzyłaś i dziękuję Ci , że byłaś.
“Dla świata byłaś tylko cząstką, dla mnie byłaś całym światem”.Śpij słodko mój najukochańszy pieseczku. Kocham Cię Sarusiu. Ania i Mariusz.
Tolek, 08.1999-02.2017
Tolusiu,
Dziękuję Ci za to, że byłeś częścią mojego życia. Pojawiłeś się w moim domu, kiedy miałam 8 lat, odszedłeś kiedy miałam 26 lat. Spędziliśmy razem prawie 18 lat, dorastałam z Tobą. Przeszedłeś ze mną wszystkie etapy edukacji formalnej, podstawówkę, gimnazjum, liceum, studia, wylegując się na moich książkach w świetle lampki. Poznałeś moją pierwszą miłość, mojego pierwszego poważnego chłopaka, moich przyjaciół. Twoja „opinia” była dla mnie ważna 🙂 Moi znajomi, byli Twoimi znajomymi.
Dziękuję Ci, że wniosłeś w moje życie tyle ciepła i radości, że zawsze byłeś obok mnie w trudnych chwilach.
Wiem, że Twoje odejście nie spowoduje przerwania tej wyjątkowej więzi, która nas łączyła. Pamięć o Tobie i nasze wspólne wspomnienia będą mi towarzyszyły przez resztę mojego życia.
Kocham Cię.
Małgosia z rodziną
Wrzesień 2007 – 7 lutego 2017
Tęsknię za Tobą, Rudasku mój kochany. Widzę Cię ciągle jak chodzisz z podniesionym ogonkiem, jak wpychasz się na kolana i domagasz pieszczot, jak podstawiasz nosek do całusków. Brakuje mi Twojego mruczenia, „rozmówek” gdy wracałam do domu, zabaw, kiedy chowałeś się za firanką i polowałeś na mnie, biegania za piłeczką i napuszania ogonka.
Rysiu, byłeś moim kochanym kotelkiem i zostaniesz w moim sercu na zawsze.
Tęczowy most
Dokładnie ta strona Nieba jest zwana Tęczowym Mostem. Kiedy zwierzę umiera, udaje się w to specjalne miejsce, które dla nas pozostających tutaj jest niedostępne.
Są tam łąki i wzgórza dla wszystkich naszych Wyjątkowych Przyjaciół, więc mogą razem bawić się i biegać. Jest mnóstwo jedzenia, wody i słońca – nasi Przyjaciele żyją w cieple i dostatku. Wszystkim zwierzętom, które były chore i stare, zostaje przywrócone zdrowie i wigor; ranne i okaleczone zostają uzdrowione i są znowu silne, dokładnie takie, jakie pozostały w naszych wspomnieniach i w snach z dni minionych.
Są tam szczęśliwe i zadowolone, z wyjątkiem jednej, małej rzeczy: każde z nich tęskni za kimś wyjątkowym, za kimś kto pozostał. Razem bawią się i biegają, ale przychodzi taki dzień, kiedy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego błyszczące oczy patrzą uważnie; jego ciało zaczyna drżeć. Raptem oddziela się od innych, leci przez zieloną trawę, szybciej i szybciej… Poznał Cię! I kiedy Ty i Twój Przyjaciel wreszcie się spotkaliście, przytulacie się do siebie w radości ponownego połączenia – nigdy nie będziecie rozdzieleni. Deszcz szczęśliwych pocałunków na Twojej twarzy, ręce tulą ukochaną głowę, znów patrzysz w te ufne oczy, które tak dawno odeszły z Twojego życia, ale na zawsze pozostały w sercu… Razem przechodzicie przez Tęczowy Most…
Paul C. Dahm “The Rainbow Bridge”
POŻEGNANIE
Spadła łza i jak kropla w skale
wydrążyła bliznę na moim sercu
nic więcej nie zostało poza łzami
Myśl ulotna, płocha
odleciała w niebiosa i zabrała ze sobą
przyjaciela wiernego,
ale dziś już martwego.
Rozglądam się wokół,
szukam przyjaciela.
I słyszę jak szumi cicho,
wolno toczy się wśród fal.
Spływa, zostawia ślad.
kolejna łza.
Za każdym razem
Gdy widzę gwiazdy na niebie
Wybieram tę najjaśniej święcącą
Jako symbol Ciebie
Mojego przyjaciela
Pierwszego tam
W niebie
Do zobaczenia przyjacielu
Bruno – Prince Pedro Sky Garden FCI
01.03.2016 – 02.03.2017
Odszedłeś tak nagle, zostawiłeś nas w wielkim smutku i bólu.
To nie tak maiło to wszystko wyglądać, jeszcze tyle miałeś zobaczyć, tyle doświadczyć. Wraz z Twoim odejściem nasze serca rozpadły się ma milion kawałków….
Żegnaj przyjacielu, nasze rude słoneczko, nasza pyza kochana….
Nasz kot Zeus był darem serca naszej córki Olgi. Pojawił się w bardzo trudnym momencie naszego życia. Był naszym terapeutą i naszą wielka miłością. Uwielbiał pudełeczka, pudełka, koszyki, torebki. Zagospodarował całe mieszkanie dla siebie, fotel i nasze łóżko. Z troską i dużą dozą cierpliwości tolerował zaczepki małej koteczki Hery. Jego mądre oczy wyrażały więcej niż można opowiedzieć.Był ,,gadającym” kotkiem.
Mieliśmy taką fantazję, że będzie z nami na zawsze. Jego nagła śmierć (prawdopodobnie kardiomiopatia serca) była dla nas szokiem i cierpieniem. Nie miał jeszcze 3 lat.
Dziękujemy za takt, zrozumienie, za to, że mogliśmy w taki sposób pożegnać się z naszym ukochanym członkiem rodziny.
Milan 4.X.2005-31.III.2017
Na zawsze wszędzie i zawsze będę z Tobą a Ty ze mną.W moim sercu,snach,marzeniach.Dostojny,mądry mój”Tos”-Milan,Misio,Buba,Muflon.Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie bo Byłeś ze mną,w zdrowiu i w chorobie – Ja jako Twój ukochany towarzysz a Ty mój przyjaciel. Milanku!!!!!!……brak słów żeby wyrazić moją tęsknotę za Tobą.Byłeś moim szczęściem,po prostu….. Bardzo za Tobą wszyscy tęsknimy.Teraz śpij kochany…Twoja rodzina
Baruś
2002-20017 (11.30) [*]
Wypełniłeś każdą pustkę w naszych sercach i tak będzie na zawsze. Byłeś najwspanialszym psem – członkiem rodziny.
Bozia dała pieskom zbyt krótkie to życie,
coś się Jej popsuło w wielkim, boskim planie.
Może nie powinnam, lecz zapytam skrycie-
czemu mi zabrano me pieskie kochanie ?
Czemu nie zobaczę więcej słodkiej mordki
uśmiechniętej stale z rana do wieczora? (…)
Czemu nie usłyszę już więcej szczekania?
Jak można zamienić to mądre spojrzenie
na samotne chwile gorzkiego czekania?
Może Bóg się jednak nie pomylił w planie
i dobrze obliczył kruche, pieskie życie.
Gdy zsyła tu dobre, przyjacielskie dusze
daje im też tajny plan do wykonania-
mają nas nauczyć zapomnianej dawno sztuki bezinteresownego kochania.
Daje Bóg im więc kilka tylko lat,
by nauczyć ludzi kochać tak po prostu
i cudowne oczy, których krótki blask
roztopi serc wielu lodowe komnaty,
a do tego przecież wielu nie potrzeba lat,
by uczynić człowieka wewnętrznie bogatym…
“Legendy z Assamu, Sri Lanki opowiadają, że Bóg po stworzeniu ludzi i zwierząt stworzył między nimi otchłań. Zwierzęta znalazły się po jednej stronie, a ludzie po drugiej jej stronie. Tylko pies podbiegł do skraju przepaści i próbował przeskoczyć na ludzką stronę. Zawisł jednak nad krawędzią. Człowiek podbiegł, chwycił go za kark i pomógł mu przejść na swoją stronę. Odtąd pies stał się jego przyjacielem …. “
Dzisiaj pożegnałem moją najwierniejszą psią przyjaciółkę, była przy mnie prawie 16 lat. Ci którzy znali Hepi wiedzą dobrze jaki to był ogrom psiego szczęścia, wiedzą że wskoczyłbym za Nią prosto w ogień .. niestety dzisiaj musiałem się poddać, musiałem pozwolić jej odejść za Tęczowy Most ……
Wierzę, że odnalazła tam już swoją starą psią paczkę.
Shako, Atos, Yolka, Guido, Obi, George, Vega, Orka, Kama zaopiekujcie się tam moją Hepi.
Hepi – bardzo mi Ciebie tutaj brakuje … Kocham Cię moja biszkoptowa pierdoło. Nigdy Cię nie zapomnę.
BRUNON(2007-2017)
Brunonku Wspaniały❤️Zawsze bedziemy razem.Do końca świata bedziesz w moim sercu i zawsze będę Cie bardzo kochać!Czekaj cierpliwie na mnie.Tęsknie potwornie każdego dnia bardziej Maluszku….Bursztynku…Bądź przy mnie zawsze.Twoja mamusia!
Kiedyś …..
Jeśli mi odejść będzie trzeba,
Bo odejść kiedyś musi każdy ,
To niedaleko, nie do nieba,
A tylko do najbliższej gwiazdy;
Aby jej blaskiem,jej promieniem,
Choć jeszcze nie wiem jak to zrobię ,
Słać Ci najczulsze zapewnienie,
Że moje serce jest przy Tobie,
I choć nas dzielić będą lata,
Bo wiesz jak krótko żyją koty,
Postaram sie do końca świata ,
Zabliźniać rany twojej tęsknoty.
Jak osłonić głupie serce, kiedy wiatr tak silny,
kiedy marzą mu się tylko czarno białe filmy….
Gdy na nitce tak cieniutkiej wisi coraz więcej,
Czego nawet choćby chciały nie udźwigną ręce.
Kiedy wiemy żadne z marzeń już nie ocaleje,
Jak osłonić serce?
Kiedy traci kolor nawet niebo z malachitów,
Gdy martwimy się wieczorem czy dotrwamy świtu …
Jak osłonić serce?
Cane corso forever in my heart <3
Thanks to you, my brave friend.
Thank you so much .
Paxon Love You…
Dziękuję Zespołowi z Lublina,bardzo dziękuję za wszystko.
Rok temu nadszedł dzień, który pozostawił w mym sercu smutek i tęsknotę za moim najwierniejszym przyjacielem Frampusiem. Po 16 latach wspólnej drogi musieliśmy się rozstać . Wmawiałam sobie, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Tyle chwil przeżyliśmy razem , tyle wspomnień mam przed oczami. Zawsze mogłam przyjść i wszystko Ci opowiedzieć . A Ty cieszyłeś się ze mną a jak byłam smutna to mnie wspierałeś. Na zawsze będziesz w mojej pamięci. Cieszę się , że mogłam Frampusia tak godnie pożegnać. A także , że nie tylko w sercu jest ze mną. Mam nadzieję , że po drugiej stronie tęczy jest Ci dobrze . I Ty też pamiętaj zawsze o mnie :*
Natalia: Lusiu Skarbeczku mój Kochany brakuje mi Cię bardzo ; byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką , byłaś niepowtarzalna i wyjątkowa i już na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Kocham Cię bardzo mocno i wierzę,że tam gdzie jesteś- czyli za Tęczowym Mostem jest Ci dobrze, jesteś szczęśliwa i będziesz czuwała nade mną i mamą. Dziękuję Ci za te wspaniałe 11 lat. Kiedyś się tam na pewno spotkamy.Do zobaczenia Luneczko.
Ania:Luna 23.05.2005-10.05.2017 Warszawa.
Lusiu, Serdunio moje kochane, Serce Ty moje(zawsze do Ciebie tak mówiłam). Tak bardzo mi Ciebie brakuje,byłaś jesteś i zawsze będziesz dla mnie wyjątkowa, byłaś częścią mnie ta więź która była miedzy nami nie ma słów które są w stanie to opisać. Czuje wewnętrzną pustkę, każde miejsce, każda czynność wszystko mi Ciebie przypomina , przeżyłam z Tobą piękne lata dałaś mi tyle szczęścia, radości, wsparcia i zrozumienia,wiele się od Ciebie nauczyłam.Byłaś zawsze przy mnie kiedy to ludzie zawodzili, rozumiałaś, pocieszałaś, czasem karciłaś swoim spojrzeniem.
Walczyłaś do końca z choroba , razem walczyłyśmy.To nie tak miało być … Zawsze miałyśmy być we trzy Ty, Natalka i Ja.
Tak jak Ci mówiłam Lusiu, że zawsze będziemy razem-dotrzymałam słowa , jesteś z nami w swoim domu tu gdzie Twoje miejsce.Kocham, Tęsknie i wierze że spotkamy się za TM czekaj tam na mnie moja Psiowa Córeczko.
Człowiek wiele razy wyrządza krzywdę psu, a pies człowiekowi tylko raz… Pies, który zadzwonił w środku nocy do mojej Szefowej (dysząc w słuchawkę), postrach białych pudli na Pradze (ale bez żadnego na sumieniu). Bywalec knajp i stajni, podróżnik samochodowy i tramwajowy, a potem król osobistego haremu ogoniastych kundlic i jednej kotki. No i wielka, po stokroć odwzajemniona miłość mojego Taty.
Już nigdy nie przywita mnie jej mały pyszczek w drzwiach, ale dzięki Wam zawsze będzie ze mną. Dziękuję Wam za to.
Wspomnienie? Które wybrać? Może te z zakupami, puszkami, może te jak ciotka robiła samolot? Najważniejsze jest to, że była zawsze ze mną, jest to dla mnie zaszczyt, że Kiciusia mogła być najważniejszą osobą w moim życiu.
Zawsze będę ją kochać …
Tak szybko odszedłeś.Pozostawiłeś ból w sercu.Ale teraz już nie boli już nie cierpisz.Biegaj kochany szczęśliwy za ,,Tęczowym Mostem ” ze swoimi czworonożnymi przyjaciółmi.Na pewno kiedyś się spotkamy i pobiegamy razem szczęśliwi jak kiedyś.Żegnaj mój ukochany przyjacielu R.I.P.13.04.2012-17.07.2017
Nasz najdroższy Frodaczku, tak bardzo tęsknimy za Tobą, ta cisza i pustka jest tak przerażająca… W dniu 29.06.17r. o godzinie 11:35 przestało bić dla nas Twoje dobre, szlachetne, inteligentne i radosne serduszko… Byłeś naszym wielkim skarbem i przyjacielem… Odszedłeś tak szybko, ale zawsze do końca życia będziesz głęboko w naszych sercach… Zostawiłeś nas w bólu i we łzach… Jesteś już ze swoją siostrzyczką Dianką. Żegnaj nasza kochana lokowata psinko, do zobaczenia gdzieś, kiedyś… Dziękujemy Animal Park za godne pożegnanie naszego Froda. Daniela, Małgosia i Mariusz Marciniak.
Bardzo chcielibyśmy, żeby wszyscy wiedzieli, jakim wspaniałym byłeś psem. Spokojnym, mądrym, dzielnym – ja myślę, że najdzielniejszym psem na świecie. Mimo wielu chorób i dolegliwości nigdy się nie skarżyłeś, nie prosiłeś o uwagę. Mimo wielu cierpień które cię dotknęły nigdy nie wymagałeś od nas dużo, wręcz przeciwnie – nie narzucałeś się ze swoją obecnością, jakbyś nie chciał przeszkadzać. Miałeś w sobie bardzo dużo siły i woli życia która zdumiewała wszystkich, którzy cię poznali. I byłeś najbardziej wdzięcznym psem na świecie. Przywiązanym i wiernym, który do końca wiedział, czyja ręka go głaszcze.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mogliśmy cię poznać i zaopiekować się tobą.
Shrek odszedł w wieku ok. 14 lat. Prawie całe życie był bezdomny, przez 7 lat mieszkał w schronisku. W swoim własnym domu przeżył tylko 5 ostatnich miesięcy.
Mimo to zachował pogodę ducha i bardzo łagodne usposobienie. Do końca poznawał swojego właściciela i cieszył się na jego widok. Nie było w nim krzty agresji ani śladu po ciężkich przeżyciach. Dlatego apeluję do wszystkich, którzy to czytają – ADOPTUJCIE! Adoptujcie starsze psy ze schroniska. Nie kupujcie, nie czekajcie latami z decyzją podczas gdy one żyją samotnie za kratami małych boksów. Nie ma nic gorszego niż świadomość, że odszedł pies bezdomny, niechciany, któremu nikt nigdy nie dał szansy…
Żegnaj Shreku! Do zobaczenia!
“To tylko pies, tak mówisz, tylko pies…
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz…
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
I z tobą zostaje jego dusza “
KICIA 2003 – 2017
Po czternastu latach wspólnego życia przyszedł ten smutny dzień, kiedy musieliśmy się pożegnać.
To jeden z najtrudniejszych dni w naszym życiu.
Kicia przybył do nas pewnego listopadowego wieczoru prosto z drzewa w wieku 3 miesięcy.
Gdy miał jeden rok stwierdzono u niego syndrom urologiczny. Kicia przez 13 lat zmagał się z tą chorobą. Staraliśmy się zapewnić mu jak najlepsze warunki i odpowiednią opiekę weterynaryjną.
Nasz dom stał się dla Kici bezpiecznym azylem i jego prawdziwym domem, którego nigdy nie chciał opuszczać.
Kicia był kotem troszkę nieprzystępnym i specjalnej troski, ale był najkochańszym skarbem jaki „spadł nam z drzewa”.
To Kicia wyczulił nas na potrzeby naszych braci mniejszych. To jego obecność w naszym domu sprawiła, że otworzyliśmy się na inne koty i kocięta, które nie miały tyle szczęścia co Kicia.
Zaczęliśmy pomagać zwierzętom w schronisku, organizować zbiórki karmy i darów dla potrzebujących zwierząt. W bagażniku mojego samochodu już zawsze jest karma dla kotów wolnożyjących, które spotykam na swej drodze.
Kicia na zawsze ma miejsce w naszych sercach, ale też swoim kocim życiem uczynił wiele dobrego dla innych zwierząt.
NEMEZIS (09.12.2011)
Nemezis- niby zwierzątko a bardziej ludzka niż nie jeden człowiek
Nemezis- to nie tylko pupilka czy wierna, oddana przyjaciółka człowieka.
Nemezis to członek rodziny- nasze dziecko, mała córeczka, która tworzyła prawdziawa rodzinę a w trudnych chwilach scalala ja w całość.
Nemezis pokazała nam jak żyć ucząc trudnej sztuki życia i jeszcze trudniejsze kochania. Ucząc nas miłości uczyłas zarówno i cierpliwości, wytrwałości. Mimo trosk dawałas zawsze wiele radości, szczęścia i miłości. Dziękujemy Ci Kochana Córeczko ze byłaś. Oddalas nam coś najcenniejszego Siebie – Swą miłość szczera, prawdziwa pozbawiona egoizmu i hedonizmu.
Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. Nie jesteś wspomnieniem bo nadal czujemy Twa obecność. KOCHAMY CIĘ.
Poznaliśmy się gdy Gama miała 6 tygodni. Jechaliśmy do hodowcy, aby odebrać ostatnią suczkę. Na miejscu okazało się jednak, że mamy dwie do wyboru. Jedna z nich położyła się na podłodze niedaleko nas, podczas gdy druga biegała po pokoju, szarpała kable i zasłony i cały czas była w ruchu. Kiedy spytałem mojego syna, którą z nich wybieramy, bez wahania powiedział: weźmiemy tę małą “rozrabiarę”. Na początku było ciężko. Gamcia była cudowna, ale niszczyła meble i z upływem czasu nie bardzo chciała się uspokoić. Kiedy jednak, mniej więcej po roku, ten młodzieńczy okres minął już nigdy nie zdarzyło się, aby cokolwiek zniszczyła w domu.
Gama była naszym przyjacielem i dzieckiem jednocześnie. Codziennie spieszyliśmy się z pracy do domu, by jak najkrócej była sama. Ona odwdzięczała się tym, że witała nas w progu i zawsze miała dla nas “prezent”. Od kiedy nauczyła się otwierać kosz z bielizną, witała nas trzymając fant wyciągnięty z kosza, najczęściej jakąś skarpetkę. Traktowaliśmy to jak prezent, którym chciała nas przywitać.
Miała wiele imion. Nazywaliśmy ja Gamcią, Gamońkiem, Zwierzynką, Ślicznotą. Była inteligentna i bystra, ale też bardzo wrażliwa. Nie lubiła hałasu i tłumu. Szybko się uczyła i bezbłędnie wyczuwała nasz nastrój. Wystarczył najmniejszy przejaw naszego zdenerwowania, a Gama natychmiast wychodziła do innego pokoju. Kiedy jednak czuła, że jesteśmy smutni albo zmęczeni, to przychodziła nas pocieszyć. Kładła się wtedy jak najbliżej nas, a kiedy tylko miała okazję, lizała nas po twarzy. Jako szczeniaczek była duszą towarzystwa. Witała się z każdym pieskiem na spacerze. Lubiana była przez niemal wszystkich sąsiadów i znajomych z psich spacerów. Często nazywana była przez nich miss osiedla.
Spacery z Gamą nigdy nie były obowiązkiem, a zawsze przyjemnością. Nadawała sens wielu naszym działaniom. Mówi się, że psy upodabniają się do właścicieli. Może fizycznie nie, ale charakterem na pewno tak. Gama, tak jak my, uwielbiała las i wodę. To dla niej prawie w każdy weekend jeździliśmy do lasu aby pobiegać, bo w lesie lub nad wodą była ona najszczęśliwsza. Zawsze cieszyła się kiedy jechaliśmy w góry i chętnie pokonywała z nami górskie szlaki, nawet te najdłuższe. Każdy nasz wyjazd, wakacyjny czy weekendowy, planowaliśmy w taki sposób, aby Gama mogła pojechać z nami i aby miała dużo swobody. Bardzo lubiła jeździć samochodem. Nazywaliśmy ją rejestratorem drogi, bo większość czasu podróży wyglądała przez okno, jakby chciała zapamiętać cała trasę.
Tak jak my lubiła też muzykę. Zwykle kiedy brałem do ręki gitarę, aby trochę poćwiczyć, kładła się koło mnie, a niekiedy rytmicznie pomrukiwała, jakby chciała muzykować razem ze mną.
Odeszła od nas przedwcześnie i nagle. Mieliśmy jeszcze tyle wyjazdowych planów i nadzieję, że będzie z nami jeszcze przynajmniej kilka lat. Straszna choroba przyszła podstępnie i w sposób niezauważony. Kiedy po tygodniu badań doktor postawił wreszcie właściwą i straszną diagnozę, wciąż mieliśmy nadzieję, że uda się ją ocalić. Gasła ona jednak, wraz z Gamą, z godziny na godzinę. Ostatnie 3 dni jej życia wypadły podczas naszego zaplanowanego wcześniej urlopu, na który mieliśmy wspólnie wyjechać. Pozostaliśmy jednak w domu, dzięki czemu mogliśmy całe te ostatnie dni i godziny spędzić razem, nie odstępując jej na krok, także w nocy. To był dla nas bardzo ważny okres. Czas na to, by się z nią pożegnać i okazać jej naszą miłość. Za te niespełna 9 lat szczęścia, które nam dała, na zawsze pozostanie w naszych sercach i naszej pamięci. Ludzie często dają swoim kolejnym pupilom to samo imię, ale dla nas Gama była tylko jedna i to imię na zawsze pozostanie zarezerwowane tylko dla niej.
FRUZIA 2002-17.05.2017
To ja Fruzia. Wiem, że o mnie nigdy nie zapomnisz!. Ja o Tobie też nie. A pamiętasz jak ta nasza wspólna podróż się zaczęła? Deszczowy lipiec w Chochołowie i ja: mały, bezdomny kotek. Jak mnie przygarnęłaś, myślałaś, że jestem dziewczynką, stąd to imię… A pamiętasz, jak warowałem przy lodówce, bo zawsze byłem głodny… a pamiętasz jak zrzuciłem choinkę, zerwałem firankę i karnisz? A pamiętasz, jak lubiłaś ze mną chodzić na spacery? A czy rośnie jeszcze mój ulubiony krzaczek pod oknem pod którym tak lubiłem siedzieć?. Ja wszystko pamiętam. I dziękuję Ci za cudowną opiekę do końca mego życia, a zwłaszcza pod jego koniec. Miałem chłoniaka, z którym przegrała moja wielka wola życia. Ale wiedz. Jestem we wszystkich tych miejscach co za życia. A od Ciebie tylko zależy, czy mnie w nich zobaczysz! Zapewniam cię, że kiedyś spotkamy się na środku Tęczowego Mostu – tam cierpliwie będę Cię oczekiwać. Dziękuję Ci za cudowny dom. Fruzia
Roko
Wniosłeś w nasze życie mnóstwo radości, byłeś dla nas najlepszym przyjacielem, bardzo trudno nam żyć po tej stracie, podobno czas leczy rany… Wierzymy, że jesteś w dobrym miejscu i kiedyś się spotkamy.
Psia dusza
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies…
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz…
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy Tobie jest psie niebo
Z Tobą zostaje jego dusza.’
Serpent Sutkowski ur. 3 grudnia 2003r. – zm. 9 września 2017r.
9 września 2017 r. o godzinie 10.50 w ciepły i słoneczny, sobotni poranek zmarł Ważny Członek Naszej Rodziny, nasz Wielki Przyjaciel, Towarzysz w Ziemskiej Wędrówce, a nawet nasz Syn i Brat. Był dla nas kimś więcej niż tylko zwykłym psem. Odszedł nasz Kochany Bączek, niewielki ciałem, ale wielki duchem. Zawsze bohaterski, odważny, pełen energii i woli życia, ale jednocześnie bardzo rozumny i karny.
Serpencik wniósł do naszej rodziny bardzo wiele. Dużo niezapomnianych chwil i emocji. Dużo radości, uśmiechu, zabawy, ale i troski o jego zdrowie i życie. Uwrażliwił nas na problemy zwierząt, jako ogółu. Pokazał, iż o zwierzęta należy dbać tak samo jak o ludzi. Cała pomoc jaką ofiarowaliśmy na rzecz różnych schronisk dla zwierząt, to tylko i wyłącznie jego zasługa. To Serpencik uświadomił nam, iż tak właśnie należy postępować.
Drogi Przyjacielu,
Chcemy Ci gorąco podziękować za te wszystkie lata jakie z nami spędziłeś. Chcemy abyś wiedział, iż pamięć o Tobie zawsze będzie w nas żywa. Pamiętaj, że gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz, cała rodzina jest zawsze z Tobą. Wiemy, iż teraz już wszystko jest łaską, ale przyjmij choć te kilka słów szczerych wyznań, jakie składa na Twe łapki pogrążona w smutku rodzina. Wiedz, iż głęboko przeżywamy Twoją śmierć i nie możemy się z nią pogodzić.
Dla Serpencika,
Małgorzata, Bogdan, Marcin i Barbara Sutkowscy
Nasza kochana Jessie, Jesinka, jak ją nazywaliśmy. Trafiła do nas w pierwszych dniach lipca 2001 r. gdy miała ok. 4 tygodni. To była malutka puchata kuleczka, chyba rasowa, ale sprzedawca, który miał w koszyku 2 psy i kota nie wiedział, co to za pies. Musiała chyba po oderwaniu od matki odbyć bardzo długą podróż, bo całe życie nerwowo reagowała na samochód, mimo że podróżowała z nami bardzo dużo. Zajmowała bardzo ważne miejsce w naszej rodzinie, kochała nasze dzieci i czwórkę naszych wnuków. Przyjście każdego z nas obwieszczała radosnym szczekaniem (czasami za głośnym), dlatego oduczyliśmy się używania domofonu. Kiedy „pan” wracał z pracy witała go szaleńczym tańcem radości, porównywalnym do tego, który widziałam w internecie , gdy pies witał pana wracającego z wojny, ona witała nas tak codziennie. Nie zawsze się słuchała, miała niezależny charakter. Miała piękną długą sierść, niestety na wiosnę trzeba ją było strzyc, bo nie znosiła czesania. Do końca, mimo swoich 16 lat, wyglądała jak młodziutki piesek. Ostatni rok wyglądał już trochę inaczej – nie biegała, nie szczekała, nie wskakiwała na łóżko, powoli gasła. Ratowaliśmy ją do końca. Odeszła 20 września 2017 roku w wieku 16 lat i 3 miesięcy, do końca otoczona naszą miłością.
Turbinka-
Była wyjątkowa podobnie jak jej imie.
Największy mój przyjaciel, ktorego teraz bardzo mi brakuje…;( Była ze mną w najtrudniejszych chwilach i tych najlepszych. Zawsze wiedziała jak może mnie rozśmieszyć i też wkurzyć.
Gdy wychodziłam z domu nawet na 5 min…, wracałam Ona cieszyła się tak jakby nie widziała mnie rok.
Mój Kochany aniołeku!
[*] Zawsze bede o Tobie pamietać [*]
Zuzia była ze mną przez 17 lat, była w moim życiu kimś szczególnym. Przez wiele lat uczyłyśmy się siebie wzajemnie. Ona każdego dnia czekała na mnie siedząc przed drzwiami, a ja wiedziałam, że muszę natychmiast wziąć ją na ręce i przytulić. To był rytuał ostatnich 15 lat. Tak mi tego brakuje. Miłość Zuzi była bezwarunkowa i mam nadzieję, że do ostatniej chwili czuła moją wielką miłość i troskę…
Cori, Coruniu nasz – Twój uśmiech na zdjęciu jest bezcenny, tęsknimy za nim tak jak za każdym dniem wspólnie spędzonym. Byłeś z nami i dla nas. Wspólne spacery, głośne chrapanie w nocy i Twoja radość na nasz widok była dla nas wszystkim. Zawsze będziemy o Tobie pamiętać, towarzyszyłeś nam przez 13 wspaniałych lat i jesteśmy Ci za to wdzięczni. Byłeś pierwszym i niepowtarzalnym labkiem w rodzinie. Wierzymy, że jeszcze się spotkamy, czekaj na nas! Tymczasem Bądź szczęśliwy w tęczowej krainie. “Są pewne rytuały, które zachowuję:
więc: tapczan tylko w połowie zajmuję,
nóg pod stół kuchenny nie wsuwam za daleko.
drzwi otwieram szybko, by nie za długo czekał.
Chodzę na spacer drogą utartą od lat.
Ja i cień mojego psa.” Kochamy nieustannie
Taszka – kotek o bladoróżowym nosku. Lubiła łapać kropelki wody spadające z niedokręconego kranu, przeglądać się w łazienkowym lustrze i ssać końcówkę ogonka, gdy zbierało jej się na sen. Ambasadorka kociego rodu – od jej pojawienia się w domu zaczęło się pomaganie innym kotom. O dom dla siebie zadbała „chowając się” w deszczowy dzień tuż pod wylotem rynny, a potem drąc się wniebogłosy, bo deszcz, bo mokro, bo ratunku…
Pa, Taszko, lubiłaś spać tuż przy książkach, więc dla ciebie – troszkę zmienione słowa z wiersza Noblistki: „umrzeć – tego się nie robi człowiekowi”.
Tak strasznie mi Ciebie brakuje 🙁 Byłeś najukochańszym , najwspanialszym , najbardziej wyjątkowym kocikiem na świecie . Byłeś moim Serduszkiem kwiatuszkiem , Lumpkiem , Pijaczkiem byłeś po prostu wszystkim. Byłeś najśliczniejszy , najgrzeczniejszy ,najukochańszy byłeś moim
powiernikiem – członkiem rodziny. Chce byś wiedział że brakuje mi Ciebie na każdym kroku . Czuje taką dziwna pustkę.
Nie wiem czy będę kiedyś potrafiła pogodzić się z tym że postanowiłeś odejść i Cię już przy mnie nie ma . Mam jednak nadzieje że udało Ci się dotrzeć do miejsca gdzie jest Ci lepiej bo podobno droga przez Tęczowy most prowadzi do krainy ciepła , miłości bez cierpienia i bólu który cię nie opuszczał podczas tej okropnej choroby do samego końca. Pamiętaj w moim sercu zostaniesz na zawsze.
Twoja Pancia
Aneta
Loleczko – przyjaciółko nasza, zbyt szybko nas opuściłaś zostawiając po sobie ogromną pustkę. Dziękujemy za każdy spędzony razem czas i za zaufanie którym nas obdarzyłaś. Jest nam strasznie przykro, że tak nieproporcjonalna była w Twoim życiu liczba dobry dni spędzonych we własnym i kochającym domu w stosunku do tych złych spędzonych w miejscu w którym żaden pies nigdy nie powinien się znaleźć. Tyle chcieliśmy Ci jeszcze dać… Kochamy Cię i cieszymy się, że choć w innej formie ale nadal możesz z nami być.
\”A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika\”
Zapłacz, kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to jeszcze za wcześnie
choć może i z Bożej woli.
Zapłacz, bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze,
lecz niech uwierzą wierzący,
że ona nie odeszła na zawsze.
Zapłacz, kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań nim słońce wzejdzie,
bo ona nie odeszła na długo.
Potem rozglądnij się w koło,
ale nie w górę; patrz nisko
i – może wystarczy zawołać,
ona może być już tu blisko…
A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę w krzywym lusterku,
to ja powtórzę: ona wróci…
Choć może w innym futerku.
Kochana Daisy… na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. To Ty nauczyłaś nas czym jest prawdziwa miłość i oddanie. Tęsknimy…
Miał 12 lat, i przez tyle czasu towarzyszył nam, uwielbiał jazdę samochodem więc często podróżował z nami. Kochał nasz dom, nawet na spacery wychodził niechętnie. Tyle wspólnych lat, dni i chwil, tyle wspomnień. Pozostaje ogromny żal że już go nie ma, po długiej walce, przez 20 miesięcy walczyliśmy z przewlekłą niewydolnością nerek, daliśmy mu odejść w naszym domu który tak kochał, spokojnie odszedł przy nas. Dziękujemy że istnieje takie miejsce jak Animal Park, nie wyobrażaliśmy sobie aby Maxymiliana \” zutylizować \” ani ot tak zakopać. Pozostanie z nami na zawsze.
Pieseczku,
Nie potrafimy, po prostu nie potrafimy słowami wyrazić
ile wspaniałości wniosłeś do naszego życia.
Niektórzy powiedzą “tylko pies, tylko zwierzak”. Nigdy tak nie myśleliśmy.
Byłeś naszym najlepszym przyjacielem, członkiem naszej rodziny.
Naszą “Łachuderką najukochańszą”.
Byłeś charakternym psiakiem, cwaniakiem jak to L. zwykł mawiać, zwłaszcza, gdy
na porannych spacerkach dostawałeś bułeczkę, którą zakopywałeś, a w domku dostawałeś
swoje ulubione ciasteczka. Nie można było zapomnieć o tym rytuale.
O miseczkę zawsze prosiłeś M., siedząc na dywaniku i patrząc swoimi pięknymi oczkami.
Uwielbiałeś gotowane jedzonko specjalnie dla Ciebie i zawsze rozpoczynałeś
“terroryzowanie” na godzinę przed planowanym posiłkiem.
Uwielbiałeś poduszkę “Holusię”, która należała do B., ostatecznie jej los
należał do Ciebie. Gdy tylko miałeś okazję, uwielbiałeś na niej leżeć, czekając, aż
pojawi się B. i wyjdzie z Tobą na popołudniowy spacer.
Wreszcie, wiedziałeś u kogo masz zawsze fory, kto Ci ulegnie. Byliśmy tacy sami.
Pamiętam, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłam, gdy miałeś 2 tyg. Malutka, czarna kuleczka,
z największą białą plamką. Byłeś moim, najlepszym, najlepszym przyjacielem
jakiegokiedykolwiek miałam.
Wychowałeś się razem z nami. Razem w trójkę dorastaliśmy, zmienialiśmy się,
a nasze więzi tylko się umacniały.
Nie sądziliśmy, że nasza przygoda zakończy się tak nagale, tak niespodziewanie.
Do samego końca, byłeś wytrwały, mając swój wyjątkowych blask w oczkach.
Nie żegnamy się Hapsiu.
Do zobaczenia Pieseczku,
M,M,B,L
20.07.2006 – 18.12.2017
Mój Kaziulek, moja pocieszka mała, odeszła do swojego Pana, to do Ciebie wracałam szybko z pracy,to Ty mnie cały czas wspierałeś w naszej rozpaczy i nie opuszczałeś na krok. To Ty mi dawałeś siłę jak nikt inny. Taki malutki i taki dzielny .rok i 4 miesiące, odszedłeś 14 stycznia 2018 , chociaż miałam nadzieję , że mnie nie zostawisz ,że wygramy z chorobą, że razem będziemy bawili się, tęsknili, cieszyli , spacerowali. Bez Ciebie jest jeszcze gorzej. Pustka. Tęsknota.
Taki byłeś malutki, taka mądrala moja z charakterkiem.
Kaziu kochany wierzę ,że już nie cierpisz i grasz w piłkę ze swoim ukochanym Pańciem. I dla niego robisz fokę i przybijasz piątkę. Kocham Cię tak bardzo i tęsknie. Kazinio kochany mój. To Ty mnie pocieszałeś tuliłeś się do mnie , prosząc o drapanie, to Ty zawsze gotowy do zabawy i podróży byle tylko ze mną. Wiem, że też tęskniłeś i szukałeś swojego Pańcia. Ale ta wstrętna choroba zabrała mi Ciebie. Moja Psinko kochana, mój przyjacielu , Kazimirze Miły czekaj na mnie z Pańciem. Jesteś w moim sercu zobaczymy się jeszcze prawda? AJ
Częścią naszej rodziny zostałaś latem 2003 roku. Pani przyniosła cię na rączkach z sąsiedniej ulicy . Przyznaje że trochę się obawiałem . Nie wiedziałem czy będę potrafił pokochać kolejnego pieska – Kajtek mój wierny przyjaciel nieuleczalnie chory zasnął na moich rękach .
Pamiętasz czasem na spacerach chodziliśmy Go odwiedzić . Jednak kiedy zobaczyłem twój maleńki nieco wystraszony pyszczek .Spojrzałem w twoje radosne zielone oczka , wiedziałem że nigdy nie przestanę Cię kochać .Gdy biorąc Cię na ręce poczułem bicie twojego serduszka gdy ufnie wtuliłaś się we mnie wiedziałem że z wzajemnością . Że zawsze byliśmy dla siebie przeznaczeni . Nie mogło być inaczej.
Kiedy chyba po trzech dniach musiałem wyjechać na tydzień do brata ,a Ty zostałaś z panią w domu widziałem smutek w twoich oczkach .A kiedy w końcu wróciłem twoja radość była tak wielka że nikt by nie uwierzył że znaliśmy się raptem trzy dni . Nigdy już nie opuściłem Cię na tak długo .
Przez prawie 15 lat kiedy z nami byłaś zawsze już tak samo cieszyłaś się gdy wracałem z pracy , sklepu , nawet gdy nie było mnie tylko chwilę . Jakby Twoje życie nabierało sensu gdy wracałem do Ciebie . Bawiliśmy się wspólnie , chodziliśmy na spacery ,właściwie wszędzie gdzie mogłem zabierałem Cię ze sobą żebyś nie tęskniła . Kiedy zostawałaś z panią byłaś dla niej wsparciem i kompanem wspierając ją w chorobie , ona również bardzo Cię kochała . Byłaś z nami w przykrych chwilach utraty bliskich , zresztą im również byłaś bliska.
Zawsze umiałaś wczuć się w nastrój panujący w domu .Byłaś…jesteś częścią nas , zawsze będziesz w naszych sercach .Byłaś zawsze okazem zdrowia więc tak ciężko było nam uwierzyć w twoją chorobę – atrofia nerek brzmiało jak wyrok.
Chociaż po operacji lekarze mówili że będziesz z nami najwyżej kilka dni Ty żyłaś jeszcze cztery miesiące i tydzień . Na diecie nerkowej bez ulubionych smakołyków ale pełnią życia , rozbiegana , radosna jak kiedyś . Nieśmiało zaczynaliśmy wierzyć że stał się CUD , że dasz nam kolejne lata szczęścia .
Niestety . Odeszłaś nagle , niespodziewanie jak zachorowałaś. Tego dnia jak zawsze przyszłaś do mnie rano do kuchni gdy szykowałem się do pracy. Pamiętam że wziąłem Cie na kolana a Ty ufnie dałaś się głaskać a później zaniosłem Cię do łóżka w sypialni . Przytuliłem się jeszcze chwilę do Ciebie. Pierwszy raz o dawna nie chciałaś iść rano na spacer . Ale było zimno a Ty miałaś przecież chore nerki ,więc pomyślałem że pójdziesz z panią trochę później jak się ociepli. Pamiętam też jak patrzyłaś gdy musiałem już wyjść – okazało się że patrzyłaś na mnie po raz ostatni.
Miałem złe przeczucia , dzwoniłem później z pracy ale pani powiedziała że jeszcze śpisz .
Później zadzwoniła że nie oddychasz , a mi pękło serce . Opowiadała że wstałaś i poszłaś na okno w sypialni jak zawsze gdy czekałaś na mnie . Powiedziała Ci że jeszcze trochę za wcześnie bo pan wróci za kilka godzin . Położyłaś się przy szafie jak byś chciała przespać te chwilę do mojego powrotu i już się nie obudziłaś . Tym razem się nie doczekałaś się na swojego pana .Nigdy nie wybaczę sobie że nie zostałem wtedy w domu z tobą. Że Cię zawiodłem . Gdybym tylko wiedział .
Kiedy do Ciebie wróciłem wyglądałaś jak byś tylko spała że za chwilę na mnie skoczysz .
Ale gdy Cie do siebie przytuliłem twoje wierne psie serduszko było martwe.
Ktoś kiedyś powiedział że „ Pies może złamać człowiekowi serce tylko raz – wtedy gdy jego własne przestanie bić „ Wiem że to prawda . Razem z Tobę odeszła część mnie , nas naszego życia . Ta najpiękniejsza część .
Leżeliśmy tak razem do późnego wieczora ,prawie nocy aż musieliśmy się pożegnać i odwiozłem Cię do lecznicy skąd wyruszyłaś w przedostatnią podróż i chyba pierwszą tak daleką , aż do Lublina .Obiecałem Ci kiedyś gdy zachorowałaś że zawsze z nami będziesz i tak się stało .
Twoje prochy pozostaną u nas do końca . Kiedyś pan zabierze Cię w swoją ostatnią drogę byś była ze mną na wieki.
Dziękuję wspaniałym i wrażliwym ludziom z ANIMAL PARK za sprawienie że stało się to możliwe. Za godną opiekę nad naszą Chicą w jej kremacji oraz za sprawienie że mogła do nas wrócić . To dużo dla nas ,dla mnie znaczy że Chica może dalej z nami być .
Dziękuję .
Nasz cudowny przyjaciel i radość każdego dnia…
Tak ciężko jest się żegnać ale wiemy, że spotkamy się jeszcze na pewno.
Jesteś na zawsze w naszych sercach i myślach. Dziękujemy Ci za wspaniały czas spędzony razem i ogromną miłość, którą wnosiłaś do naszego domu …
Do zobaczenia Najdroższa Dianko …
Basia, Andrzej i Marta
Witam, naszym psiakiem (suczka) był wspaniały Alaskan Malamut o imieniu Shilla. Dla mnie jak i całej mojej rodziny oraz znajomych był to wyjątkowy psiak. Była z nami od ósmego tygodnia swojego życia :), nie byliśmy jej “właścicielami” bo nie był to samochód czy dom. Shilla była członkiem naszej rodziny i tak ją traktowaliśmy. Myślę ,że było jej dobrze z nami do samego końca. Żałujemy, że nie byliśmy w stanie Shilli pomóc mimo długiej walki i starań. Na zawsze zostanie w naszej pamięci !!!
,,To tylko pies..”
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies…
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz…
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza …….
W moim niebie będą miękkie sierści
nosy, łapy ,ogony i kły.
W moim niebie będę znowu głaskać,
moje wszystkie pożegnane psy.
Sonia
25.05.2005 – 19.03.2018
Dziś opowiem Twoją historię innym..
Zabraliśmy Cie z wiejskiej budki gdy miałaś dwa miesiące, gdy Cie zobaczyłam wiedziałam że musisz być moja, mimo że byłaś najbrzydszym szczeniakiem świata – grubasek z za wielkimi uszami i szczurzym ogonkiem w mysio szarym sfilcowanym futrze a w oczach mały czortek. Nikt wtedy nie sądził że wyrośnie z Ciebie tak piękna, dostojna dziewczynka o jednym z najcudowniejszych charakterów.
Od małego byłaś zawsze pełna energii, uśmiechnięta i czerpałaś z życia ile się da każdego dnia, wyciskając je jak cytrynę. Zawsze było Cie wszędzie pełno, byłaś jak dziecko z nadpobudliwością ruchową, zaawansowanym ADHD, z wiecznie merdającym ogonem nawet gdy było źle. Wszędzie wciskałaś swój malutki nos, absolutnie wszystko musiałaś sprawdzić sama i absolutnie w każdej sytuacji musiałaś nam towarzyszyć. Zawsze byłaś radosną, rozszczekaną kulką radości z piszczącą piłką w pysiu. Przy Tobie nie dało się smucić i martwić, wyczuwałaś nasze nastroje natychmiast i zarzucałaś piłeczkami, całusami i przytulasami. Zawsze byłaś blisko i od zawsze łączyła Cie z nami wyjątkowa więź. Często robiłaś śmieszne rzeczy lub miałaś komiczne wypadki dzięki czemu często byłaś powodem naszego uśmiechu, nie dało się przy Tobie nudzić. Od szczeniaka uwielbiałaś pracować, zawsze musiałaś mieć coś w pysiu – piłkę, kamień, patyk, kasztan, jabłko, misia, cokolwiek. Od zawsze byłaś też wspaniałym kompanem, do wszystkiego, do leżenia w łóżku, do spacerów, wycieczek samochodowych, remontów mieszkania, oglądania burzy czy fajerwerek. Nigdy niczego się nie bałaś, tylko patrzyłaś z uśmiechem od ucha do ucha na pysiu i merdającym ogonem. Nigdy nie byłaś rozrabiaką, nigdy nie uciekłaś, nie wszczęłaś awantury, nie sprzątałaś trawników, nie nabroiłaś w domu. Uwielbiałaś zawsze leżeć w trawie, z piłką i obserwować wszystkich w koło z dostojnym spojrzeniem.
Od małego byłaś psem idealnym i bezproblemowym. Nigdy nie potrzebowaliśmy przy Tobie smyczy, pilnowałaś się nas sama idąc przy nodze. Od małego słuchałaś się wyjątkowo bardzo, choć zawsze miałaś swój charakter. Zawsze wiedziałaś jak się zachować, nawet w nowej sytuacji. Nigdy żadne z nas się nie martwiło tym jak zareagujesz, jak się zachowasz, mogliśmy zabierać Cie wszędzie bez obaw. Zawsze od innych psów stroniłaś, od obcych ludzi też, zawsze wybierałaś nasze towarzystwo i spędzanie czasu z nami i piłeczką. Od małego idealnie wszystko rozumiałaś, można było z Tobą rozmawiać niemal jak z człowiekiem, a nowych umiejętności uczyłaś się praktycznie natychmiast. Zawsze starałaś się wszystko wykonywać jak najlepiej, mimo że i tak we wszystkim byłaś zawsze najlepsza. Miałaś swój charakter, który każdy kochał. Zawsze się słuchałaś ale mimo to potrafiłaś postawić na swoim, a przy tym byłaś przeurocza i cudowna. Zawsze wiedziałaś jak wykorzystać swoje umiejętności aby osiągnąć swój cel.
Od małego byłaś ulubienicą wszystkich. Nas, bliższej i dalszej rodziny, sąsiadów, znajomych, przyjaciół a nawet lekarzy weterynarii, nie wspominając o nieznajomych osobach z miejsc w których się z Tobą pokazywaliśmy. Do dziś jesteś w pamięci tych wszystkich ludzi, którzy tęsknią, płaczą i wspominają Cie z uśmiechem. Jak dobrze że pamiętają Cie uśmiechniętą, pełną radości i słodkości którą w sobie miałaś do końca, z tą siłą, z wolą życia i piłeczką w pysiu. Na spacerach ludzie nadal dopytują gdzie jest ten uśmiechnięty piesek z piłeczką, mimo że minął już miesiąc jak Cie nie ma. Twoje czterołapne rodzeństwo też bardzo przeżyło Twoje odejście, cała trójka, ale bardzo starali się nas pocieszać po Twoim odejściu.
Gdy trzynaście lat temu zabieraliśmy Cie z budki, nie sądziliśmy że rozstanie będzie tak ciężkie, nawet mimo tego że cztery razy stałaś jedną łapą po drugiej stronie, więc powinniśmy w jakiś sposób przywyknąć do tej sytuacji. Z jednej strony przywykliśmy dzięki temu do myśli że kiedyś Cie stracimy, ale z drugiej nauczyliśmy się o Ciebie walczyć każdym możliwym kosztem, nie tylko tym finansowym. Nauczyliśmy się Tobą cieszyć każdego jednego dnia i walczyć o każdy kolejny. Gdybyśmy dziś stanęli przed tymi wszystkimi wyborami które musieliśmy podjąć, podjęlibyśmy je dokładnie tak samo, niczego nie żałujemy i nadal uważamy że było warto podejmować te walki o Twoje życie. Mimo że kosztowało nas to wiele, nie tylko finansowo, ale i emocjonalnie i życiowo. Nikt nie rozumiał dlaczego całe życie podporządkowaliśmy Tobie i absolutnie wszystko co robiliśmy było robione pod Ciebie, ale nie żałujemy tego i zrobilibyśmy to jeszcze raz. Zawsze byłaś naszą Księżniczką, naszą Królewną.
Dziś chcemy Ci podziękować, przeprosić i podzielić się Twoją historią z innymi. Chcemy podziękować za to że mogliśmy spędzić z Tobą trzynaście wspaniałych lat, że zawsze byłaś obok nas, że byłaś tak cudownym przyjacielem i członkiem rodziny. Podziękować za to że nigdy się nie poddałaś i zawsze walczyłaś z nami o swoje życie – nigdy nie spotkamy drugiej takiej istoty która miała tak silną wolę życia. Gdy miałaś pięć lat po raz pierwszy mogliśmy Cie stracić, dorwał Cie kleszcz i zaraził babeszjozą, niestety wtedy nie byliśmy tak doświadczonymi opiekunami i przeoczyliśmy wiele sygnałów. Mimo to udało się nam cudem wyciągnąć Cie z bardzo zaawansowanej choroby, choć ucierpiała na tym Twoja wątroba. Gdy miałaś dziesięć lat, czyli pięć lat później dopadł Cie kręgosłup i stawy biodrowe, a w tym samym czasie wykryliśmy u Ciebie chłoniaka o najwyższym stopniu złośliwości. Bardzo się wtedy baliśmy że Cie stracimy, ale lekarze na to nie pozwolili. Dzielnie przetrwałaś kilku miesięczną chemioterapię w trakcie której czerpałaś z życia garściami, a lekarze dawali Ci osiem miesięcy życia do nawrotu. Chłoniak nie wrócił i bardzo się z tego cieszyliśmy, ale po roku Twój organizm stanął przeciwko Tobie. Autoagresja, choroba autoimmunologiczna hematologiczna. Twój organizm w kilka dni wybił sobie prawie wszystkie czerwone krwinki. Do dziś pamiętam jak bardzo się baliśmy że Cie stracimy i jak bardzo źle z Tobą było. Podjęliśmy walkę razem z lekarzami, choć w pewnym momencie usłyszeliśmy że najprawdopodobniej z tego nie wyjdziesz. Wyszłaś i tym pokazałaś wszystkim jak bardzo chcesz żyć, jak wielką wolę życia masz w sobie, dziękuję Ci za to. Choć choroba pozostawiła ślady w postaci wtórnej niedoczynności tarczycy i poważnego zaniku mięśni w całym ciele. Przez rok walczyliśmy z Twoją krwią która trzymała się w ryzach tylko dzięki lekom, a ciało stawialiśmy na łapy domową rehabilitacją hydromasażem. Praktycznie tylko po to abyś mogła nadal czerpać z życia i biegać za piłeczką. Gdy już myśleliśmy że jesteśmy na prostej i nic złego nie może Ci się już przytrafić wykryliśmy gruczolakoraka wątroby. Po raz kolejny, cudem udało się wyciąć, choć bardzo się baliśmy. Wtedy byliśmy już prawie pewni że wyczerpałaś limit chorób w swoim życiu, że już nic nie może Cie dopaść, że już za wiele wycierpiałaś i wszystkie badania na to wskazywały. Ale po pięciu miesiącach pojawiły się dwa duże przerzuty na drogi żółciowe i stanęliśmy pod ścianą. Wiedzieliśmy że już nie jesteśmy w stanie zrobić nic, że nasze opcje się skończyły i że to już koniec. Całe szczęście praktycznie do końca udało się nam Cie zabezpieczyć przed bólem i dzięki temu do samego końca chodziłaś z merdającym ogonem i piłką w pysiu. Do samego końca kochałaś spacery, piłki i bieganie za nimi po trawnikach. Nawet gdy źle się czułaś piłkę miałaś obowiązkowo w pysiu i biegłaś przez pół osiedla na boisko aby choć raz pobiec za ukochaną piłką. Dziękujemy Ci że przez trzy ostatnie lata tak dzielnie walczyłaś z nami o swoje życie, że byłaś tak dzielna, że dawałaś wszystko przy sobie robić i dzielnie znosiłaś wszystkie badania i podawanie tony leków. Dziękujemy że zawsze przy nas byłaś. Dziękujemy że pokazałaś nam jak można czerpać z życia, nawet gdy jest źle. Dziękujemy że mogliśmy Cie mieć przez tyle lat. Chcemy też Cie przeprosić, przeprosić za to że się nam nie udało, że mimo wszystkiego co robiliśmy musiałaś odejść przez chorobę, przeprosić za ostatni dzień, że był tak beznadziejny, że byliśmy tak wystraszeni i sparaliżowani tym co się dzieje, że nic więcej nie mogliśmy zrobić poza podjęciem decyzji aby pomóc Ci przejść za Tęczowy Most. Wtedy, gdy wykryliśmy u Ciebie chłoniaka, nawet lekarze nie przypuszczali że przeżyjesz kolejne trzy długie lata.
Gdziekolwiek teraz jesteś, pamiętaj że zawsze byłaś idealna pod każdym względem i kochana całym sercem przez nas. Pamiętaj abyś zawsze była uśmiechnięta i merdała ogonkiem. Pamiętaj o tym że zawsze byłaś dla nas najważniejsza i zostaniesz w naszych sercach i pamięci do końca naszych dni.
Chcemy tu też podziękować Wszystkim którzy nas wspierali w trzy letniej walce o Ciebie, Twoim lekarzom – Karolinie i Jackowi, techniczkom Milenie i Ewie oraz właścicielowi kliniki Januszowi. Dziękujemy też pięknie zespołowi Parku Pamięci Animal, a w szczególności Panu Mateuszowi, który okazał nam wiele zrozumienia, współczucia i szacunku, który opiekował się naszym małym Serduszkiem w ostatniej drodze i podczas kremacji, oraz za osobiste odwiezienie naszej Soni do domu.
Będziesz w naszych serduszkach zawsze, nasza Królewno.
Nasłuchuję tupania pazurami. A stąpając w ciemności upewniam się, żeby nie nadepnąć na ogon. Przecież ogona nie trzeba przesuwać. Własny człowiek psi ogon ominie.
Rano nadal mówię „dzień dobry”. Do siebie, bo przecież nie słuchasz. Nie sprawdzasz czy się budzę. Czy można zaczepić? Czy wyciągnę rękę? Ale wyciągam, choć już Cię nie ma. Wiem, że już nie zdejmiesz jedzenia ze stołu, ale nadal patrzę, czy stoi dość daleko od krawędzi. I pod biurkiem kable przesuwam – żebyś się nie zaplątał. Choć już nie możesz.
„Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma”
Szukam Twojego spojrzenia, choć widziałem to ostatnie.
Czekam, aż się przy mnie położysz, choć wiem że już nigdy.
Dotykałem Twojego suchego nosa. Nie będzie mokry.
Szukałem ciepła oddechu. Ale pamiętam koniec. Zimny stół już nie wilgotniał.
Czy byłeś jeszcze z nami? Czy czułeś, że chcemy Cię zatrzymać?
A może pożegnałeś się wcześniej? Zaczepiałeś nas wieczorem. Wyciągnąłeś na spacer w środku nocy. Taki zwyczajny, bliski, bo dalej nie miałeś już siły. Ale nie musiał być daleki. Poszliśmy razem. Prowadziłeś. Mówiłeś, kiedy potrzebujesz pomocy. Wiedziałeś, że to już ostatni raz? Czy po prostu chciałeś akurat wtedy być ze swoim człowiekiem? Wiem, że spacer Cię nie interesował. Nie węszyłeś, nie szukałeś, nie chodziło o toaletę. Szedłeś przed siebie, zawracałeś i patrzyłeś tak, jak zawsze, kiedy wracasz. Albo tak, żeby do Ciebie podejść i pójść gdzieś dalej. Chodziliśmy długo, choć niedaleko. Wystarczyło kilka kroków. Potem spojrzenie. Otarcie się o nogi. Czasem oparcie o nie – Twoje odmawiały już posłuszeństwa. Potem jeszcze smakołyki, które czekały w domu. I sen. Ostatni. Najdłuższy. Trzy godziny później został już tylko oddech. I serce. Walczyło najdłużej. Dzielne jak zawsze.
Jak wtedy, gdy pojechałeś pod żagle. W nowym otoczeniu, na śliskim i chwiejnym pokładzie. Miałeś zaufanie do swojego człowieka, do swoich ludzi, do swoich przyjaciół. Towarzyszyłeś nam. Byłeś odważny, byłeś radosny. Byłeś z nami.
Może dlatego Twoje serce walczyło? Może jakoś czułeś nas w tych chwilach? Dłonie w Twoim futrze, wystraszone głosy nad uchem, nasz zapach i nasz strach. Nieśliśmy Cię we dwójkę do samochodu. Twoi ludzie. Twoje „człowieki”. Zawsze się zastanawiałem, czy rozumiesz, że więcej niż jeden człowiek to ludzie. Pewnie rozumiałeś. Zdawałeś się wszystko rozumieć. Każdą troskę i zmartwienie. I każdy uśmiech. Każde uczucie. Byłeś przyjacielem moich przyjaciół. Umiałeś pokochać, kiedy ja pokochałem. I umiałeś się mną dzielić. A może powinienem napisać, że umiałeś się dzielić. Kropka. Swoim ciepłem. Radością. Życiowym szczęściem. Spokojem. Zapałem. Cierpliwością.
Dziś już Cię nie ma. Zabrała Cię choroba albo zatrucie – coś nieznanego i niezrozumiałego. To, co się stało, było bezlitośnie szybkie. A przecież niedawno biegałeś z Asią i chodziłeś z nami na pierwsze wiosenne spacery. A teraz musimy chodzić sami. Nikt nam nie pokaże drogi, nie wybiegnie do przodu, nie zatrzyma kładąc się naprzeciw innego psa. A smycz leży, tam gdzie zwykle leżała. Szelki jeszcze pamiętają Twój zapach. Ale już ich nie założysz.
Byłeś dla mnie dobry do samego końca. Do ostatniego uderzenia Twojego wielkiego serca. Kiedy moje się łamało przy pytaniu czy chcę skrócić Twoje cierpienie. Nie chciałem, żebyś cierpiał. Ale myśl o tym, że to ja zakończyłem Twoje życie byłaby ze mną zawsze. Racjonalna, ale dręcząca. Nie pozwoliłeś mi o tym myśleć. Uprzedziłeś nas. Dziękuję i za to. Byłeś do końca wyrozumiały.
Tak Cię zapamiętamy. Byłeś wspaniały i bez Ciebie ostatnie dziesięć lat wyglądałoby zupełnie inaczej.
Dziś zabrał Cię wiatr, który tak chętnie wąchałeś. Zabrała woda. Nie ma Cię już nigdzie, ale jesteś wszędzie.
“Przyniosłeś nam radość. I kochaliśmy Cię szczerze.”
Pożyczyłem fragment wiersza Wisławy Szymborskiej i cytat ze scenariusza Kurta Luedtke.
Bon Jovi, Jovik, Joviczek, Puccini, Czuczek, Skarbek, Słoneczko… To tylko niektóre z określeń jakie kierowaliśmy w stronę naszego pupila. Zawsze radosny, gotowy pocieszać cały świat. Kochał ludzi i bezgranicznie im ufał. Mamy nadzieję, że nigdy tego zaufania nie zawiedliśmy.
Kochamy Cię i czekamy na spotkanie.
Bon Jovi (25.09.2005- 11.04.2018)
“To tylko pies, tak mówisz, tylko pies…
A ja ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz…
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
My mamy dusze kieszonkowe
Maleńka dusza, wielki człowiek
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza”
Matti 27.01.2005-08.05.2018 – najlepszy przyjaciel, na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Chciałam wybrać jedno zdjęcie Norki, ale ciężko było mi wybrać takie, które w stu procentach pokazywałoby jaka była. Każde ze zdjęć w tym kolażu niesie swoją historię i opowiada kawałek z jej życia, naszego życia.
Pamiętam pierwszy wspólny dzień. Gdy szła za mną na swoich malutkich łapkach i popiskiwała aby wziąć ją na ręce. Pamiętam, była taka malutka, że najmniejsza obroża w sklepie zoologicznym była na nią zbyt duża. Towarzyszyła mi każdego dnia przez ponad 15 lat. Była moim najlepszym przyjacielem i ważnym członkiem rodziny. Byłyśmy razem zarówno w dobrych jak i w złych chwilach. Norka była pocieszna, energiczna, kochana, przytulaśna, bardzo mądra i rodzinna. „Stado” zawsze musiało się zgadzać. Wtedy była najszczęśliwsza. Gdy przychodziło się do domu, tak się cieszyła, że razem z ogonkiem „chodziła” jej cała pupa. Lubiła stawiać na swoim. Wspólnie z rodziną śmialiśmy się, że jest małym terrorystą. Najsłodszym, ale jednak terrorystą 🙂 . Gdy chciała iść na spacer z całym „stadem” a nie tylko z jedną osobą, siadała na klatce i nie chciała iść dalej póki wszyscy się nie ubrali i nie wyszli razem z nią. Tak, uwielbiała spacery. To był czas jej zabawy i relaksu. Inne pieski biegały za piłkami albo patykami, Norka natomiast była szczerze zakochana we wszystkich kamyczkach. Spacer bez kamyczka to spacer stracony. Tak było do ostatniego dnia. Miała frajdę z biegania za kamyczkami, z szukania ich w trawie i znoszenia do domu aż uzbierało się niemałe pudło jej zdobyczy. W zimie kamyczki zastępowały śnieżki i też były fajne, chociaż nie można było zabrać ich do domu. W kontaktach z innymi pieskami była raczej na dystans, bardziej interesowali ją ich właściciele, bo zawsze ktoś posmyrał za uszkiem. Była ogromnym pieszczochem wkładającym swój zimny i mokry nos w dłoń (to był znak, że jest pora smyrania) i lubiła towarzystwo ludzi. Gdy przychodziła pora spania, w czasach młodości (i kilka razy jako seniorka) od razu pakowała się na łóżko. Oczywiście najlepiej całą sobą na poduszki, bo spanie w nogach nie jest takie fajne. Czekała wtedy na akceptację albo udawała, że jej tam w ogóle nie ma. Później człowiek musiał się gimnastykować, żeby uszczknąć choć kawałek poduszki, ale nie obudzić Norki. Gdy przyszła starość i na łóżko ciężko już było wejść, dostała jako dodatek do posłania swoją własną poduszkę w misie i było to wielkie szczęście. Na co dzień była bardzo radosna, ale przychodziły dni kiedy wypadało się wyczesać albo wykąpać i radość znikała w ułamku sekundy. Chociaż trzeba przyznać, że zabiegi pielęgnacyjne znosiła w nieszczęściu, ale z godnością. 🙂 Norka była też małym złodziejaszkiem. Gdy miała około roku ukradła ze stołu kuchennego całego surowego kurczaka. Kurczak był niewiele mniejszy od niej i chociaż niezbyt wiedziała co z nim zrobić, gdy był już na dywanie to radość ze zdobyczy była ogromna. W maju tego roku była na strzyżeniu, a gdy wróciła do domu poczułam od niej piękny waniliowy zapach ciastek. Pomyślałam „ale Pani doktor ma ładne perfumy”. Jakie było moje zdziwienie i rozbawienie, gdy kilka dni później nakryłam Norkę z głową w paczce z ciasteczkami waniliowymi. 🙂 Lubiła też towarzyszyć nam przy jedzeniu. Szczekała tylko w dwóch sytuacjach: gdy szykowało się jedzenie dla niej i gdy jedliśmy my, co miało za zadanie sprawić, aby choćby kawałeczek „przypadkowo” spadł pod stół. Była pełnoprawnym członkiem rodziny, w lodówce miała swoją własną szufladę, w łazience swoją własną półkę, swoje ulubione miejsca w każdym pomieszczeniu w domu no i oczywiście letnią „rezydencję” na balkonie, na której uwielbiała się wygrzewać. Na wakacje też jeździła i chociaż podróże samochodem nie należały do jej ulubionych, to „hop do wozu” budziło w niej radość. Była bardzo mądra. Miało się wrażenie, że rozumie wszystko co się mówiło. Naprawdę wszystko. Lubiła się przytulać, gdy pod dłuższej nieobecności przychodziłam do domu, siadałam w przedpokoju a ona już była gotowa aby się tulić. Trwałyśmy w takim uścisku około 10 minut i dopiero można było iść na spacer. Norka całe życie była bardzo dzielna. Przeszła kilka poważnych chorób i operacji, jedną w wieku 15 lat czego baliśmy się wszyscy i znaliśmy ryzyko (musieliśmy je podjąć to była operacja ratująca życie). Jakie było moje zdziwienie, gdy odebrałam ją tego samego dnia a ona- za zgodą lekarza -o własnych siłach dotarła do domu. Ja mogłam na nią liczyć w trudnych chwilach i ona wiedziała, że w swoich trudnych chwilach może liczyć na mnie. Wiedziała, że zrobię wszystko aby jej pomóc. Miała najlepszą opiekę weterynaryjną jaką mogłam dla niej wymarzyć w trudnych chwilach. Wszyscy walczyliśmy do samego końca. Niestety, przegraliśmy walkę z nowotworem. Ostatnimi czasy przez miesiąc byłyśmy na codziennych wizytach u weterynarza. Norka bardzo nie lubiła chodzić do lecznicy, było to dla niej bardzo stresujące i bała się, mimo tego, że byłam obok niej za każdym razem. Ostatni raz już się nie bała, sama podeszła pod gabinet czego nie robiła nigdy wcześniej. Wiem, że zrobiła to dla mnie, abym wiedziała, że ona wie i jest na to gotowa. Do ostatniego dnia była taka jak przez całe życie- radosna, mądra i dzielna. To ona dała mi siłę tego smutnego dnia i pokazała mi, że jest gotowa, by już odejść. Był to najsmutniejszy dzień w moim życiu, bo odszedł mój najlepszy przyjaciel, ale wiem, że teraz jest już zdrowa i w pełni sił biega za kamyczkami, które tak kochała i podkrada ciastka prosto z opakowania.
Dziękuję Ci Pączuszku za wszystkie wspólnie spędzone chwile, za miłość, szczęście i wsparcie, za całe 15 lat razem. Dziękuję za fantastyczną opiekę, którą otrzymała moja seniorka od Doktora Rafała Rzezaka, za to że walczył razem z nami do końca. Dziękuję Animal Park za możliwość godnego pożegnania członka rodziny. To niesamowicie ważne, że istnieje takie miejsce, a pracujący w nim ludzie są pełni ciepła i empatii. Dziękuję Panu Łukaszowi z Animal Park w Lublinie za opiekę nad Norką.
Mam nadzieję Pączku, że jest Ci tam tak dobrze jak w domu. Kochamy Cię.
Norka 25.02.2003 – 28.05.2018
Pierwszy raz zobaczyłam Cię 13 lat temu. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Towarzyszyłeś mi w najważniejszych chwilach mojego życia. Ciągle ze mną i przy mnie. Czasem myślę, że chyba tak naprawdę tylko TY potrafiłeś mnie wyczuć i ukoić. Siedem przeprowadzek, heh…a mówią, że koty przyzwyczajają się do miejsc. Teraz, kiedy wracam do domu, a Ty nie witasz mnie przy drzwiach i kiedy rano wyjeżdżam do pracy, a Ciebie nie ma w oknie, serce mi pęka. I te nasze spojrzenia, od razu wiedziałeś o co mi chodzi. Taka moja bratnia dusza. Dziękuje Ci Hogar za wszystkie chwile, Ty już nie cierpisz, a ja muszę nauczyć się żyć bez Ciebie. Strasznie to wszystko boli…nadal.
“Panie Boże, a gdy tak się stanie,
że i mnie zabrać stąd będzie trzeba,
pozwól, by wyszedł mi na spotkanie,
kiedy będę wędrować do nieba” 🙁
Czasami los płata nam figle. Nie chciałam zdanych zwierząt w dom. Ale…
Pewnego dnia w czasie wakacji na wsi, w naszym ogrodzie dzieci znalazły malutkiego kociaka. Był jeszcze ślepy, mieścił się w dłoni. Nie wiedzieliśmy czy to on, czy ona. Nazwaliśmy go – Hektor . Jak się później okazało była to kotka. Radosna, mądra, chodząca swoimi drogami. Z wakacji wróciliśmy razem z nią. Babcia nazywała ją Mitasią. Spędzały razem większość dnia, gdy nas nie było w domu.
Dla mnie była najcudowniejszą kotką. Nauczyła mnie spokoju, zatrzymania się na chwilę w ciągłej gonitwie codziennego dnia. Wskakiwała natychmiast na kolana, gdy ktoś siadała na kanapie. Furczała, tuliła się, aż w końcu zwijała się w kłębek i zasypiała. Tyle wspomnień i radosnych chwil zostawiła po sobie. Tak bardzo mi Ciebie brakuje…
“Koty są najbardziej taktownymi i uważnymi towarzyszami, jakich można sobie życzyć.” Pablo Picasso
WIEWIÓRKA (Julka)
Moja kochana Julka, najcudowniejsza Przyjaciółka. Zawsze obok mnie w chwilach dobrych i złych.
Kochany mały przytulasek. Rozpieszczona, rozgadana i rozbrykana.
To malutkie, drobniutkie stworzonko zjawiło się w moim domu 26.07.2004 r. mając ok. 4 tygodnie.
Nie urosła zbyt wiele i na zawsze pozostała filigranowym małym kociakiem, a Jej wielkie serce przez 14 lat wnosiło do mojego życia mnóstwo radości, bezgranicznej miłości, zaufania i oddania.
Nadszedł też ten najgorszy i najsmutniejszy dzień – czwartek 9.08.2018 r. – dzień który pozostawił ogromną pustkę, smutek, ból i łzy. Nie mogę pogodzić się z tym, że Julki już nie ma. Ten dzień zmienił moje życie, ale nie zmienił w nim jednego – miłości do Niej. Kocham Cię Wiewiórko, na zawsze pozostałaś w moim sercu.
Wiewiórko, bardzo mi Ciebie brakuje i tęsknię za Tobą
za Twoją mądrością i cudownym spojrzeniem,
za Twoim mruczeniem i miauczeniem,
za Twoim kolorowym mięciutkim futerkiem w które można było wtulać się bez końca,
za nieustannym domaganiem się głaskania i noszenia,
za przychodzeniem na moje kolana,
za delikatnym trącaniem łapką,
za cudownym kocim mówieniem, odpowiadaniem mi i za naszymi rozmowami,
za wszystkimi pięknymi chwilami które spędzałyśmy razem.
WIEWIÓRKO – za Twoje Wielkie Serce, za zaufanie jakim mnie obdarzyłaś i za to że byłaś ze mną przez tyle lat i tak wiele dałaś mi radości i wspaniałych dni – DZIĘKUJĘ.
Bardzo Cię Kocham Wiewiórko.